[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lorraine Heath
Ta jedna łza
1
Londyn 1878
- Sądzę, Huntingdon, że stanowczo powinieneś raz
jeszcze przemyśleć swoje niegodziwe zamiary.
Siedząc w eleganckiej bibliotece Devon Sheridan, siódmy
hrabia Huntingdon, sam się sobie dziwił, że może ze spo
kojem popijać porto kuzyna zamiast cisnąć w niego krysz
tałowym kieliszkiem. Miał wielką ochotę coś zniszczyć.
Nauczył się jednak w młodym wieku lat dwunastu, że
nie należy naruszać cienkiej politury dobrego wychowa
nia bez względu na swoje prawdziwe uczucia, zwłaszcza
gdy mogłyby doprowadzić go do grubiaństwa. Ostatnio
doznawał ich aż nazbyt często.
Powoli przeniósł wzrok na mężczyznę, siedzącego
w skórzanym fotelu za ogromnym mahoniowym biurkiem.
- Nie jestem pierwszym szlachcicem, który poślubia
bogatą pannę w celu uzupełnienia rodowego skarbca - wy
tknął swemu rozmówcy, Christopherowi Montgomery,
hrabiemu Ravenleigh. - I, jak sądzę, nie ostatnim. Ożenek
dla pieniędzy jest bądź co bądź uważany za czyn ze
wszech miar godzien pochwały.
Zupełnie inaczej niż jego usiłowania z ostatnich lat,
które jego znajomi uznaliby za najzupełniej niesmaczne,
pod warunkiem oczywiście, że by się o nich dowiedzieli.
Nawet jego kuzyn odczułby zgorszenie, gdyby doszła do
niego wieść o tym, jak daleko posunął się Devon, usiłując
ratować to, co mu było najdroższe.
Jego rodowy majątek podupadał, a ziemie, niegdyś
utrzymujące licznych dzierżawców, leżały odłogiem. Od
jakiegoś już czasu Devon doznawał niszczącego poczucia
beznadziei, pomału tracąc resztki pozorów zamożności
i zamieniając się stopniowo w prostego robotnika rolnego.
Jednak niecałe dwa tygodnie temu pojawiła się przed
nim szansa ratunku w postaci Georginy Pierce, bogatej
panny z Ameryki, która to osoba najwyraźniej w świecie
nie zdawała sobie sprawy z rozmiarów swojego majątku.
Devon dowiedział się najzupełniej przypadkowo o za
możności jej rodziny od Ravenleigha, na którego natknął
się u White'a*. Kuzyn napomknął mu wtedy, że przyjmu
je pannę Pierce wraz z jej ojcem w swojej miejskiej rezy
dencji. Rodzina ta wywodziła się z Fortune, małego mia
steczka w Teksasie, gdzie Ravenleigh poznał swoją obec
ną żonę oraz jej liczne siostry. Najstarsza z nich Lauren
i panna Pierce były przyjaciółkami z dziecinnych lat.
Dyskretne śledztwo, jakie przeprowadził Devon na te
mat finansów Nathaniela Pierce, wykazało, iż człowiek
ten zgromadził swoją fortunę podczas wojny domowej
w Ameryce. Fakt, że uczynił to, omijając blokady, niewie
le znaczył. Po wojnie pan Pierce sprzedawał po bajoń
skich sumach towary, na które, w braku konkurencji, miał
licznych nabywców. Parał się również spekulacją grunta
mi, a także mówiło się, iż ostatnio zaczął inwestować
w koleje. Najwyraźniej osobnik ten zajmował się różny
mi sprawami i miał złotą rękę do interesów.
* White - modny klub w Londynie (przyp. tłum.).
- Jednak Amerykanki, zwłaszcza te, które pochodzą
z Teksasu, a już w szczególności wywodzące się z For
tune, rzadko cechuje... uległość - stwierdził Ravenleigh.
Devon uniósł brew.
- Miało się trudności z okiełznaniem pani swego serca?
Kuzyn zmrużył z irytacją oczy. Devon zdawał sobie
sprawę, że nie należy drażnić dobroczyńców. A on nie
zwykł wszak postępować nierozważnie. Miał swoją dumę,
o, to tak. Ale brak rozwagi to zupełnie coś innego.
Duma stanowiła ich główną cechę rodową i tak samo,
jak jego przodkowie, Ravenleigh także nie miał zamiaru
wywoływać nawet cienia plotek. Chociaż Devon przyzna
wał chętnie, że Ravenleigh wyglądał teraz na bardzo za
dowolonego ze swego losu, słyszał jednak wcześniej pew
ne pogłoski, iż jego teksaska żona nie od razu umiała przy
stosować się do życia w swojej nowej ojczyźnie.
- Te kobiety wychowały się w trudnych czasach. Są
przyzwyczajone do samodzielności - stwierdził Raven-
leigh, starannie panując nad głosem.
- Moja druga żona będzie miała tyle samodzielności, ile tyl
ko zapragnie. Ja zaś liczę wyłącznie na jej pieniądze, w zamian
za co otrzyma ode mnie tytuł hrabiowski. O ile wiem, Ame
rykanie uwielbiają nasze szacowne tytuły - odparł Devon.
Mimo że nie przedstawiono go jeszcze pannie Pierce,
nie mógł oprzeć się pytaniu, czy zdaje sobie ona sprawę,
iż ojciec chce dla niej kupić utytułowanego męża.
- Chociaż w dobrym towarzystwie wiele małżeństw za
wiera się obecnie dla konwenansu albo politycznych so
juszów, nie mogę sobie wyobrazić samotności większej
niż ta, z jaką ma się do czynienia, poślubiwszy kogoś, ko
go nie kochamy - stwierdził Ravenleigh.
Obawiając się, iż w gniewie zmiażdży trzymany w dłoni
kieliszek, Devon odstawił go ostrożnie na lśniący blat mar-
murowego stolika, znajdującego się obok jego fotela. Wstał.
- A więc w pożałowania godnym stopniu nie dostaje ci
wyobraźni, kuzynie.
Podszedł do okna i popatrzył na doskonale utrzymany
trawnik.
Samotność to bezradność, gdy traci się resztki szacun
ku. Izolowanie się od świata, by ludzie nie dostrzegli
symptomów upadku. Udawanie, by nikt nie dowiedział
się, jakie są jego prawdziwe smutki, lęki, żale. Koniecz
ność stawiania wszystkiemu czoła w pojedynkę. To od
krycie, że kiedy chce się zapłakać, zabrakło już łez.
W chwili obecnej Devon znajdował się na skraju przepa
ści: groziło mu, że straci wszystko, co było mu drogie. Ro
dzinny majątek. Szacunek innych. Szacunek do samego sie
bie i własną dumę. Samo już to, że musiał szukać pomocy
u Ravenleigha, stanowiło poważny cios dla jego próżności.
- Huntingdon, mógłbym bez problemów pożyczyć ci...
- Nie! - Starając się zachować panowanie nad sobą, De-
von zacisnął pięści tak mocno, że zabolały go przedramio
na. Od tego człowieka nie przyjmie ani współczucia, ani
wspaniałomyślności.
- Nie zamierzam znaleźć się na niczyjej łasce, dopóki
jeszcze mam środki, by tego uniknąć. Została mi jeszcze
jedna rzecz, którą mogę wystawić na sprzedaż: mój tytuł
w zamian za bogatą pannę. Tym muszę się zadowolić.
Zamknął oczy i wyobraził sobie dwór w Huntingdon
takim, jaki powinien być: wspaniały, dumny, majestatycz
ny. Nie taki, jakim zostawił go ojciec: sprawiający wraże
nie podstarzałej wdowy, która na dodatek wpadła w alko
holowy nałóg.
Starając się odrzucić tkwiące w nim od dawna uczucie
goryczy, Devon zmusił się, by wrócić myślami do panny
Georginy Pierce. Georgina. Imię to nie podobało mu się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl audipoznan.keep.pl
Lorraine Heath
Ta jedna łza
1
Londyn 1878
- Sądzę, Huntingdon, że stanowczo powinieneś raz
jeszcze przemyśleć swoje niegodziwe zamiary.
Siedząc w eleganckiej bibliotece Devon Sheridan, siódmy
hrabia Huntingdon, sam się sobie dziwił, że może ze spo
kojem popijać porto kuzyna zamiast cisnąć w niego krysz
tałowym kieliszkiem. Miał wielką ochotę coś zniszczyć.
Nauczył się jednak w młodym wieku lat dwunastu, że
nie należy naruszać cienkiej politury dobrego wychowa
nia bez względu na swoje prawdziwe uczucia, zwłaszcza
gdy mogłyby doprowadzić go do grubiaństwa. Ostatnio
doznawał ich aż nazbyt często.
Powoli przeniósł wzrok na mężczyznę, siedzącego
w skórzanym fotelu za ogromnym mahoniowym biurkiem.
- Nie jestem pierwszym szlachcicem, który poślubia
bogatą pannę w celu uzupełnienia rodowego skarbca - wy
tknął swemu rozmówcy, Christopherowi Montgomery,
hrabiemu Ravenleigh. - I, jak sądzę, nie ostatnim. Ożenek
dla pieniędzy jest bądź co bądź uważany za czyn ze
wszech miar godzien pochwały.
Zupełnie inaczej niż jego usiłowania z ostatnich lat,
które jego znajomi uznaliby za najzupełniej niesmaczne,
pod warunkiem oczywiście, że by się o nich dowiedzieli.
Nawet jego kuzyn odczułby zgorszenie, gdyby doszła do
niego wieść o tym, jak daleko posunął się Devon, usiłując
ratować to, co mu było najdroższe.
Jego rodowy majątek podupadał, a ziemie, niegdyś
utrzymujące licznych dzierżawców, leżały odłogiem. Od
jakiegoś już czasu Devon doznawał niszczącego poczucia
beznadziei, pomału tracąc resztki pozorów zamożności
i zamieniając się stopniowo w prostego robotnika rolnego.
Jednak niecałe dwa tygodnie temu pojawiła się przed
nim szansa ratunku w postaci Georginy Pierce, bogatej
panny z Ameryki, która to osoba najwyraźniej w świecie
nie zdawała sobie sprawy z rozmiarów swojego majątku.
Devon dowiedział się najzupełniej przypadkowo o za
możności jej rodziny od Ravenleigha, na którego natknął
się u White'a*. Kuzyn napomknął mu wtedy, że przyjmu
je pannę Pierce wraz z jej ojcem w swojej miejskiej rezy
dencji. Rodzina ta wywodziła się z Fortune, małego mia
steczka w Teksasie, gdzie Ravenleigh poznał swoją obec
ną żonę oraz jej liczne siostry. Najstarsza z nich Lauren
i panna Pierce były przyjaciółkami z dziecinnych lat.
Dyskretne śledztwo, jakie przeprowadził Devon na te
mat finansów Nathaniela Pierce, wykazało, iż człowiek
ten zgromadził swoją fortunę podczas wojny domowej
w Ameryce. Fakt, że uczynił to, omijając blokady, niewie
le znaczył. Po wojnie pan Pierce sprzedawał po bajoń
skich sumach towary, na które, w braku konkurencji, miał
licznych nabywców. Parał się również spekulacją grunta
mi, a także mówiło się, iż ostatnio zaczął inwestować
w koleje. Najwyraźniej osobnik ten zajmował się różny
mi sprawami i miał złotą rękę do interesów.
* White - modny klub w Londynie (przyp. tłum.).
- Jednak Amerykanki, zwłaszcza te, które pochodzą
z Teksasu, a już w szczególności wywodzące się z For
tune, rzadko cechuje... uległość - stwierdził Ravenleigh.
Devon uniósł brew.
- Miało się trudności z okiełznaniem pani swego serca?
Kuzyn zmrużył z irytacją oczy. Devon zdawał sobie
sprawę, że nie należy drażnić dobroczyńców. A on nie
zwykł wszak postępować nierozważnie. Miał swoją dumę,
o, to tak. Ale brak rozwagi to zupełnie coś innego.
Duma stanowiła ich główną cechę rodową i tak samo,
jak jego przodkowie, Ravenleigh także nie miał zamiaru
wywoływać nawet cienia plotek. Chociaż Devon przyzna
wał chętnie, że Ravenleigh wyglądał teraz na bardzo za
dowolonego ze swego losu, słyszał jednak wcześniej pew
ne pogłoski, iż jego teksaska żona nie od razu umiała przy
stosować się do życia w swojej nowej ojczyźnie.
- Te kobiety wychowały się w trudnych czasach. Są
przyzwyczajone do samodzielności - stwierdził Raven-
leigh, starannie panując nad głosem.
- Moja druga żona będzie miała tyle samodzielności, ile tyl
ko zapragnie. Ja zaś liczę wyłącznie na jej pieniądze, w zamian
za co otrzyma ode mnie tytuł hrabiowski. O ile wiem, Ame
rykanie uwielbiają nasze szacowne tytuły - odparł Devon.
Mimo że nie przedstawiono go jeszcze pannie Pierce,
nie mógł oprzeć się pytaniu, czy zdaje sobie ona sprawę,
iż ojciec chce dla niej kupić utytułowanego męża.
- Chociaż w dobrym towarzystwie wiele małżeństw za
wiera się obecnie dla konwenansu albo politycznych so
juszów, nie mogę sobie wyobrazić samotności większej
niż ta, z jaką ma się do czynienia, poślubiwszy kogoś, ko
go nie kochamy - stwierdził Ravenleigh.
Obawiając się, iż w gniewie zmiażdży trzymany w dłoni
kieliszek, Devon odstawił go ostrożnie na lśniący blat mar-
murowego stolika, znajdującego się obok jego fotela. Wstał.
- A więc w pożałowania godnym stopniu nie dostaje ci
wyobraźni, kuzynie.
Podszedł do okna i popatrzył na doskonale utrzymany
trawnik.
Samotność to bezradność, gdy traci się resztki szacun
ku. Izolowanie się od świata, by ludzie nie dostrzegli
symptomów upadku. Udawanie, by nikt nie dowiedział
się, jakie są jego prawdziwe smutki, lęki, żale. Koniecz
ność stawiania wszystkiemu czoła w pojedynkę. To od
krycie, że kiedy chce się zapłakać, zabrakło już łez.
W chwili obecnej Devon znajdował się na skraju przepa
ści: groziło mu, że straci wszystko, co było mu drogie. Ro
dzinny majątek. Szacunek innych. Szacunek do samego sie
bie i własną dumę. Samo już to, że musiał szukać pomocy
u Ravenleigha, stanowiło poważny cios dla jego próżności.
- Huntingdon, mógłbym bez problemów pożyczyć ci...
- Nie! - Starając się zachować panowanie nad sobą, De-
von zacisnął pięści tak mocno, że zabolały go przedramio
na. Od tego człowieka nie przyjmie ani współczucia, ani
wspaniałomyślności.
- Nie zamierzam znaleźć się na niczyjej łasce, dopóki
jeszcze mam środki, by tego uniknąć. Została mi jeszcze
jedna rzecz, którą mogę wystawić na sprzedaż: mój tytuł
w zamian za bogatą pannę. Tym muszę się zadowolić.
Zamknął oczy i wyobraził sobie dwór w Huntingdon
takim, jaki powinien być: wspaniały, dumny, majestatycz
ny. Nie taki, jakim zostawił go ojciec: sprawiający wraże
nie podstarzałej wdowy, która na dodatek wpadła w alko
holowy nałóg.
Starając się odrzucić tkwiące w nim od dawna uczucie
goryczy, Devon zmusił się, by wrócić myślami do panny
Georginy Pierce. Georgina. Imię to nie podobało mu się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]