[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Rachel ThomasHiszpański temperamentTłu​ma​cze​nie:Ka​ta​rzy​na Ber​ger-Kuź​niar<ROZDZIAŁ PIERWSZYGdy Geo​r​gi​na prze​kra​cza​ła próg luk​su​so​we​go biu​ra, do​sko​na​le wie​dzia​ła, że jest bacz​nie ob​ser​wo​wa​na.Przez czło​wie​ka, któ​ry siał po​strach wśród ko​biet i biz​nes​me​nów.– O! Pani Hen​shaw! – W jego głę​bo​kim, sta​now​czym gło​sie po​brzmie​wał de​li​kat​ny obcy ak​cent. – Chy​bana​wet nie mu​szę py​tać, dla​cze​go pani przy​szła.Męż​czy​zna sie​dział roz​par​ty przy wiel​kim biur​ku. Za​cho​wy​wał się, jak​by już zde​cy​do​wał, że nie do​pu​ścijej do sło​wa.– Z pew​no​ścią, pa​nie Ra​mi​rez, nic pan nie musi. – Sta​ra​ła się mó​wić jak oso​ba sta​tecz​na i pew​na sie​bie.– Prze​cież to pan jest przy​czy​ną ca​łe​go za​mie​sza​nia.– Czyż​by? – San​tos Lo​pez Ra​mi​rez prze​wier​cał ją wzro​kiem. Pra​wie stra​ci​ła od​wa​gę. Pra​wie!Pa​trzy​ła na jego twarz, szu​ka​jąc ja​kich​kol​wiek oznak ludz​kich uczuć. Ni​cze​go jed​nak nie zna​la​zła. Przy​-po​mi​nał ide​al​ny po​sąg, któ​re​go rysy ła​go​dzi​ła nie​co pięk​na opa​le​ni​zna.– Oczy​wi​ście, że tak! To pan blo​ku​je pla​ny Emmy i Car​la.– I co pani za​mie​rza z tym zro​bić?Jego spoj​rze​nie bu​dzi​ło re​spekt u każ​de​go, ale po​sta​no​wi​ła za​cho​wy​wać się zgod​nie z tym, co my​śle​lio niej lu​dzie: jak zim​na, wy​ra​cho​wa​na ma​ni​pu​lant​ka, któ​ra do​sta​je do​kład​nie to, cze​go chce, i od​rzu​caresz​tę.– Wszyst​ko, cze​go tyl​ko bę​dzie wy​ma​ga​ła sy​tu​acja, pa​nie Ra​mi​rez.– Bar​dzo śmia​łe stwier​dze​nie.Śmia​łe, głu​pie… Nie​waż​ne, jak to okre​ślił. Po​my​śla​ła o młod​szej sio​strze Em​mie i o jej ma​rze​niacho ślu​bie jak z baj​ki. Sama daw​no już za​rzu​ci​ła ma​rzy​ciel​skie dy​wa​ga​cje na te​mat mi​ło​ści. Je​dy​ne, co sięli​czy​ło, to szczę​ście Emmy.– Bo je​stem śmia​łą ko​bie​tą, pa​nie Ra​mi​rez.Wstał z uśmie​chem i zbli​żył się do niej. Sta​ra​ła się za​pa​no​wać nad ner​wa​mi.– Po​dzi​wiam ta​kie ce​chy u ko​biet.Stał przed nią, oka​za​ły i nie​ugię​ty. Po​mi​mo roz​mia​rów biu​ra, jed​nej ca​łej ścia​ny prze​szklo​nej okna​mii bar​dzo nie​wie​lu me​bli, zda​wał się do​mi​no​wać nad po​miesz​cze​niem. Przy​tła​czał ją. In​stynk​tow​nie niepo​ru​sza​ła się, jak​by onie​śmie​lo​na.– Pań​ski po​dziw nie jest po​wo​dem mo​jej wi​zy​ty.– Dro​ga pani, nie mam cza​su na po​tycz​ki słow​ne.– Mam do za​pro​po​no​wa​nia układ.Mu​sia​ła zro​bić wszyst​ko, by od razu jej nie wy​rzu​cił. Wy​star​cza​ją​co trud​no było prze​drzeć się przez jegose​kre​ta​riat. Nie mo​gła zmar​no​wać ta​kiej oka​zji.– Układ?– Wiem, co mó​wię, i po​wta​rzam, że zro​bię wszyst​ko, cze​go tyl​ko bę​dzie wy​ma​ga​ła sy​tu​acja – oświad​-czy​ła sta​now​czo, mo​dląc się w du​chu, by się nie do​my​ślił, jak bar​dzo jest zde​spe​ro​wa​na i roz​trzę​sio​na.San​tos usi​ło​wał zro​zu​mieć de​ter​mi​na​cję tej atrak​cyj​nej ko​bie​ty. Wy​glą​da​ła na tak aro​ganc​ko pew​ną sie​-bie, że mo​gła​by chy​ba bez żad​nych za​ha​mo​wań za​cząć tań​czyć paso do​ble na środ​ku jego biu​ra. Oży​wiłsię na myśl o tym, jak by to wy​glą​da​ło.– A dla​cze​go wła​ści​wie mia​ła​by pani tak po​stę​po​wać? – za​py​tał, wra​ca​jąc za biur​ko, skąd mie​rzył ją ba​-daw​czym wzro​kiem.Gra​fi​to​wy pro​fe​sjo​nal​ny ko​stiu​mik nie po​tra​fił ukryć jej do​sko​na​łej fi​gu​ry. Pod spodem mi​gnę​ło ra​miącz​-ko od ko​ron​ko​we​go, prze​świ​tu​ją​ce​go body, jed​nak naj​bar​dziej zdu​mie​wa​ły mar​ko​we pan​to​fle na ol​brzy​-mich ob​ca​sach w ty​gry​sie cęt​ki, któ​re mó​wi​ły wie​le o ich wła​ści​ciel​ce oraz eks​po​no​wa​ły dłu​gie, fan​ta​-stycz​nie zgrab​ne nogi.Ra​mi​rez był urze​czo​ny, a oso​bo​wość ko​bie​ty wi​docz​na w jej za​cho​wa​niu zda​wa​ła się do​dat​ko​wo go in​-try​go​wać.– Bo Emma jest moją sio​strą i pra​gnę dla niej szczę​ścia.Wstał po​now​nie zza biur​ka i pod​szedł do okna wy​peł​nia​ją​ce​go całą ścia​nę po​miesz​cze​nia. Po​pa​trzyłsmęt​nie na uli​ce Lon​dy​nu to​ną​ce w pięk​nym, je​sien​nym słoń​cu i za​my​ślił się nad wszyst​kim, cze​go sięwła​śnie do​wie​dział o sio​strze ci​chej i skrom​nej Emmy, z któ​rą spo​ty​kał się obec​nie jego brat przy​rod​niCar​lo. Nie​wąt​pli​wie nie była ano​ni​mo​wa. Owdo​wia​ła w wie​ku dwu​dzie​stu trzech lat, wcho​dząc w po​-sia​da​nie dość znacz​nej for​tu​ny, i za​czę​ła żyć jak by​wal​czy​ni sa​lo​nów, z re​gu​ły oto​czo​na wia​nusz​kiemmęż​czyzn. In​te​re​sow​na ko​bie​ta, je​śli wie​rzyć oko​licz​no​ściom jej krót​kie​go mał​żeń​stwa.– Jak da​le​ko jest pani go​to​wa się po​su​nąć w imię sio​strza​nej mi​ło​ści?Wie​dział, że tra​fił w czu​ły punkt. Ogar​nia​ło go po​żą​da​nie na myśl o tym, jak wzdy​cha​ła​by w jego ra​mio​-nach. Opa​no​wał się jed​nak, bo nie był to do​bry mo​ment na ro​mans, zwłasz​cza z małą skan​da​list​ką. Mu​-siał się za​jąć fir​mą, co wy​wo​ły​wa​ło kon​tro​wer​sje po​mię​dzy nim a bra​tem. Po​trze​bo​wał szyb​kie​go roz​-wią​za​nia, bo każ​de​go dnia nie​ubła​ga​nie ucie​kał czas.– Jak już dwu​krot​nie dziś po​wie​dzia​łam: zro​bię wszyst​ko, cze​go tyl​ko bę​dzie wy​ma​ga​ła sy​tu​acja.Po​nie​waż w jej gło​sie usły​szał po​dej​rza​ną, sek​sow​ną chryp​kę, po​zo​stał dla pew​no​ści od​wró​co​ny ty​łem.Po dłuż​szej chwi​li ode​rwał wzrok od lon​dyń​skich ulic i pod​szedł do niej, nie​po​strze​że​nie na​pa​wa​jąc sięde​li​kat​ny​mi, bar​dzo ko​bie​cy​mi, kwia​to​wy​mi per​fu​ma​mi. Ko​bie​ta o ta​kiej re​pu​ta​cji poSta​ła wy​pro​sto​wa​na jak żoł​nierz na pa​ra​dzie, w ab​so​lut​nym bez​ru​chu. Jego za​chwyt rósł z mi​nu​ty na mi​-nu​tę. Pa​trzył na rude pa​sem​ka w jej ciem​nych, buj​nych wło​sach i wy​obra​żał je so​bie roz​rzu​co​ne na je​- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl