[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Henryk Ibsen
UPIORY.
Dramat rodzinny w trzech aktach.
OSOBY:
PANI HELENA ALVING, wdowa po kapitanie i kamerjunkrze Alvingu.
OSWALD ALVING, malarz, jej syn.
PASTOR MANDERS.
ENGSTRAND, stolarz.
REGINA ENGSTRAND, przebywająca w doma pani Alving.
Rzecz dzieje się w majątku pani Alving, nad wielkim fiordem we wschodniej Norwegii.
AKT I.
Obszerny pokój wychodzący na ogród. Jedne drzwi z lewej a dwoje z prawej strony. Na środku pokoju stół okrągły,
wokoło krzesła. Na stole książki, czasopisma, dzienniki. Ku przodowi sceny po lewej stronie okno, przy niem kanapka, i
stół do roboty. W głębi mała oranżerya, otwarta na pokój, ze szklanemi ścianami. Po prawej stronie oranżeryi drzwi
szklane, wiodące do ogrodu. Przez szklane ściany widać posępny, zadeszczony krajobraz.
(Stolarz Engstrand stoi we drzwiach od ogrodu, ma lewą nogę skrzywioną i but nasztukowany kawałkiem drzewa. Regina
z pustą polewaczką w ręku broni mu dalszego wstępu).
REGINA.
(przyciszonym głosem).Czego tu chcesz? Stój W miejscu! cały ociekasz deszczem.
ENGSTRAND.
Przecież ten deszcz Pan Bóg zsyła, moje dziecko.
REGINA.
Chyba zsyła go sam dyabeł.
ENGSTRAND.
Co też ty mówisz, Regino! (posuwa się o parę kroków naprzód). A jednak to prawda, co powiedzieć chciałem.
REGINA.
Człowieku! nie stukaj-że tak tą kulawą nogą. Panicz śpi na górze.
ENGSTRAND.
Śpi? w biały dzień?
REGINA.
Co ci do tego?
ENGSTRAND.
Ja byłem wczoraj na bibie...
REGINA.
Temu to wierzę.
ENGSTRAND.
Moje dziecko, my ludzie jesteśmy ułomni.
1
REGINA.
Rzeczywiście.
ENGSTRAND.
Widzisz... pokus jest pełno na świecie, a przecież Bogu wiadomo, dziś rano o wpół do szóstej byłem przy robocie.
REGINA.
Dobrze, dobrze, a teraz idź sobie. Nie będę tu stać, jakbym miała z tobą jakie rendez vous.
ENGSTRAND.
Cobyś miała?
REGINA.
Nie chcę, by cię kto tutaj spotkał. Idź więc swoja drogą.
ENGSTRAND.
(zbliżając się o parę kroków). Na Boga, nie odejdę, póki się z tobą nie rozmówię. Dziś po południu skończę swoję robotę
w szkole i jeszcze tej nocy parowcem odpłynę do domu.
REGINA.
(mruczy). Szczęśliwej drogi!
ENGSTRAND.
Dziękuję ci, moje dziecko. Jutro będzie poświęcony dom schronienia i zapewne nie zabraknie trunków. Widzisz, niech nikt
nie powie, że Jakób Engstrand nie umie oprzeć się pokusie.
REGINA.
Oho!
ENGSTRAND.
Jutro będzie tu pełno państwa. Oczekują także z miasta pastora Mandersa.
REGINA.
On już dziś przyjeżdża.
ENGSTRAND.
A widzisz. Rozumiesz więc, że nie chcę mu dać powodu do nagany.
REGINA.
To tak stoją rzeczy?
ENGSTRAND.
Co mówisz?
REGINA.
(patrząc mu bystro w oczy). No, cóż to? chcesz znowu naciągnąć pastora?
ENGSTRAND.
Cicho! cicho! czyś oszalała? Naciągnąć pastora? O, nie! Okazał się on zbyt dobrym dla mnie, ażebym to chciał uczynić.
Ale, widzisz, chciałem z tobą pomówić, bo już dziś wieczorem wracam do domu.
REGINA.
Im prędzej, tem lepiej. Cóż to ma do mnie?
ENGSTRAND.
Chcę cię z sobą zabrać.
REGINA.
(zdumiona). Co? Mnie zabrać? Co ty mówisz?
ENGSTRAND.
Powiadam, że chcę cię mieć w domu.
REGINA.
(szyderczo). Nigdy do domu nie wrócę.
ENGSTRAND.
Obaczymy.
REGINA.
Możesz być przekonany, że tak będzie. Ja, com wzrosła przy pani kamerjunkrowej Alving; ja, która tu jestem uważana jak
jej córka, miałabym powrócić z tobą do domu? — i do jakiego domu! Fi!
ENGSTRAND.
Cóż u dyabła! Czy sprzeciwiasz się woli ojca, dziewczyno?
REGINA.
(mruczy, nie patrząc na niego). Dość często powtarzałeś, że ci nie jestem niczem.
ENGSTRAND.
Ba! Co ci do tego?
REGINA.
Ileż razy zelżyłeś mnie, mówiłeś, że jestem... Fi!
ENGSTRAND.
Nie, nie, nigdy nie używałem brzydkich wyrazów.
REGINA.
Wiem dobrze, jakich używałeś,
ENGSTRAND.
Hm! tak, ale to tylko wtedy, gdy miałem w głowie, a tyle jest pokus na świecie, Regino...
REGINA.
Aż mnie strach bierze.
ENGSTRAND.
A przytem zdarzało się to tylko wówczas, kiedy
twoja matka była w złym humorze. Musiałem jej przecież czemś
dokuczyć. A chciała zawsze być dystyngowaną. (naśladując). "Daj mi pokój, Engstrandzie, daj mi pokój. Służyłam trzy
lata u pani kamerjunkrowej Alving w Rosenwold" (śmieje się). Boże, odpuść, nie mogła nigdy zapomnieć, że kapitan
został kamerjunkrem w czasie jej służby.
REGINA.
Biedna matka! Zamęczyłeś ją młodo.
ENGSTRAND.
(prostując się). Ma się rozumieć, ja zawsze jestem winien wszystkiemu.
REGINA.
(odwracając się, półgłosem). A do tego jeszcze ta noga...
ENGSTRAND.
Co mówisz, moję dziecko?
REGINA.
Pied de mouton.
3
ENGSTRAND.
Czy to po angielsku?
REGINA.
Tak.
ENGSTRAND.
Wykształciłaś się tutaj, a to może ci się teraz przydać, Regino.
REGINA.
(po krótkiem milczeniu). A jakież ty masz względem mnie zamysły?
ENGSTRAND.
Czy możesz się pytać, czego chce ojciec od jedynego dziecka? Jestem przecież samotnym, opuszczonym wdowcem.
REGINA.
Na takie rzeczy mnie nie weźmiesz. Na co ci jestem potrzebna?
ENGSTRAND.
Więc słuchaj. Chcę spróbować czegoś nowego.
REGINA.
Próbowałeś już nieraz, ale ci się nigdy nic nie udało.
ENGSTRAND.
No, tak. Teraz jednak zadziwisz się, Regino... Niech mnie dyabli porwą...
REGINA.
(tupie nogą). Bez tych klątw!
ENGSTRAND.
Cicho! cicho! masz słuszność, moje dziecko... Chciałem ci powiedzieć, że przy robocie w tem nowem schronieniu
odłożyłem trochę grosza.
REGINA.
Doprawdy? Tem lepiej dla ciebie.
ENGSTRAND.
Bo też tu na wsi niema nawet na co wydawać.
REGINA.
I cóż dalej?
ENGSTRAND.
Widzisz, przyszło mi na myśl, żeby te pieniądze obrócić na jakie zyskowne przedsiębiorstwo, na jaką gospodę żeglarzy.
REGINA.
Fi!
ENGSTRAND.
Wykwintną gospodę, rozumiesz? Wcale niezwyczajny szynk dla prostych majtków. Nie, na szatana! będzie to gospoda dla
kapitanów statków, sterników... no i innych dystyngowanych ludzi. Rozumiesz?
REGINA.
A Cóżbym ja tam...
ENGSTRAND.
Pomagałabyś mi. No, tak tylko, pozornie, jak się łatwo domyślisz. Cóż u dyabła, nie miałabyś ciężkiego życia, moje
dziecko. Robiłabyś to tylko, coby ci się podobało.
REGINA.
No tak.
ENGSTRAND.
Kobietki jednak u nas być muszą, to jasne. Wieczorem będzie wesoło, śpiewy, tańce i t. p. Pojmujesz przecież, co to są
żeglarze, wiecznie na morzu (zbliża się do niej).
Tylko nie bądź głupią, Regino, nie odrzucaj szczęścia. Czegóż się tu możesz doczekać? Na co ci się to przyda, że się pani
Alving tak wiele uczyć kazała? Słyszałem, że masz być w nowem schronieniu przy dzieciach. Alboż to miejsce dla. ciebie?
Czy masz wielką ochotę zapracowywać się dla tych małych brudasów?
REGINA.
O nie, gdyby rzeczy szły według mej woli, to... No! to jeszcze stać się może.
ENGSTRAND.
Co się stać może?
REGINA.
Nie masz się o co troskać. Czyś sobie dużo pieniędzy zaoszczędził?
ENGSTRAND.
Jedno z drugiem, będzie około siedmiu do ośmiuset koron.
REGINA.
To nieźle.
ENGSTRAND.
Dość, ażeby cośkolwiek rozpocząć, moje dziecko.
REGINA.
I nie myślisz dać mi coś z tych pieniędzy?
ENGSTRAND.
Nie, Bóg widzi, że tego nie myślę, nie.
REGINA.
Ani nawet biednej sukni mi nie przyślesz?
ENGSTRAND.
Jedź ze mną do miasta, a będziesz miała tyle sukien, ile tylko zechcesz.
REGINA.
Ba! gdybym tylko chciała, mogłabym to uczynić na własną rękę.
ENGSTRAND.
Nie, Regino, to lepiej idzie pod kierunkiem ojca. Mogę teraz na portowej ulicy kupić ładny dom. Nie potrzeba na to
wielkiej gotówki. Tam byłaby wygodna gospoda żeglarska.
REGINA.
Ale ja nie chcę być u ciebie, nie mam z tobą nic wspólnego. Idź sobie.
ENGSTRAND.
Do dyabła! No, nie zostałabyś u mnie długo, moje dziecko, byłeś tylko postępować umiała. W tym roku bardzo
wyładniałaś.
REGINA.
To i cóż?
ENGSTRAND.
Zjawiłby się wkrótce sternik... a może nawet kapitan.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl