[ Pobierz całość w formacie PDF ]

CZĘŚĆ PIERWSZA, DOM W OGRODZIE

Najgorsze, że ta historia zdarzyła się naprawdę. Przeczytałam jej krótki suchy opis i od tej pory prześladuje mnie nocami. Nie uwolnię się od niej, póki jej sobie nie wyobrażę w najdrobniejszych szczegółach. Póki jej Wam nie opowiem. Składam ten świat po kawałku, ponieważ lustro, w którym się kiedyś odbijał, rozsypało się w drobny mak. Bo wystarczy, że zabraknie jednego kawałka puzzla, a obraz nigdy nie będzie kompletny.


MATKA
Imię: Grażyna. Nazwisko: Niwicka. Mężatka. Wzrost: 167, oczy piwne, znaków szczególnych brak.
- Co to znaczy "znaków szczególnych brak"? - sylabizuje Michał. Od kiedy nauczył się liter, czyta wszystko, co wpadnie mu w rękę.
- Dokładnie to, co jest napisane. Że nie mam w twarzy niczego, czego nie mają inni ludzie... - próbuje mu tłumaczyć.
- Na przykład dwóch nosów? - śmieje się Michał.
- Na przykład blizny...
Zerka do lustra. Jej twarz jest doskonała. Gdyby nawet zdarzyło jej się coś takiego, na pewno by ją usunęła, nowoczesna chirurgia plastyczna czyni cuda... Słyszy, że Michał jeszcze coś mówi, ale ona nie ma już czasu.
- Idź z nim na spacer - prosi Nataszę, a sama poprawia pomadką usta i biegnie do samochodu.
- Na którą mam przygotować kolację? - goni ją głos gosposi.
- Jem dzisiaj na mieście. Nie czekajcie na mnie...
Pilot do garażu znów się zacina, wreszcie jednak wyłania się jej cacko, otwiera dach, przy takiej pogodzie szkoda jeździć z zamkniętym i wolno rusza, przypalając papierosa. Dodaje gazu dopiero za bramą, prowadzenie sprawia jej przyjemność. W lusterku łapie spojrzenia kierowców, bawi się nimi, lubi startować, wyprzedzając wszystkich o kilka długości.
Na siłownię ma dzisiaj niecałą godzinę. Rozciąga sprężyny, pedałuje, jakby miała dojechać na koniec świata.
- Nie przyjemniej na rowerze? - zagaduje ją trener, wymieniają się uwagami o braku ścieżek rowerowych, on upiera się jednak, że zna fajne miejsce do pojeżdżenia, gdyby miała ochotę, mógłby jej towarzyszyć.
Odmawia z wdziękiem, przez chwilę wiosłuje, ćwicząc mięśnie biustu, potem prysznic, makijaż, papieros i znów siedzi w samochodzie. Tym razem zasunęła dach, to w końcu tylko kwiecień.
Dzwoni telefon. Jej mąż, z Londynu.
- Cześć, kochanie. Gdzie jesteś?
- Jadę na kolację z klientem.
- Mam być zazdrosny?
- Nieważne co powiem, i tak będziesz... - śmieje się, a potem rozmawiają o tym, co u niego.
Klient jest potentatem proszków do prania. Chodzi o niebanalną kampanię reklamową. Grażyna jest w tym najlepsza.
Przy deserze uzgodnili już wszystko, wygląda na zadowolonego, ale nie czułby się mężczyzną, gdyby nie zaproponował kontynuacji wieczoru.
- Nie miewam kontaktów prywatnych z klientami, choćby byli najbardziej sympatyczni... - wygłasza przemyślaną odpowiedź, tę samą od zawsze, dla wszystkich za bardzo wyrywnych.
I znów samochód, papieros, po drodze włącza kasetę z hiszpańskim, postanowiła się nauczyć jeszcze tego języka.
W salonie pali się światło, u Jacka też, tylko u Michałka ciemno. Skarb z tej Nataszy, myśli Grażyna, otwierając drzwi.
Natasza ogląda telewizję.
- Iść do swojego pokoju? - pyta, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Możesz obejrzeć do końca - zgadza się Grażyna, chociaż nie lubi, kiedy Natka przesiaduje tu wieczorami. Ma u siebie telewizor.
Potrzebny jest jej całkowity relaks. A ten kojarzy jej się z jakuzzi.
- Z chłopcami wszystko w porządku? - pyta na wszelki wypadek. Natasza przytakuje, zapatrzona w ekran.
Grażyna waha się przez chwilę, czy nie zajrzeć do Jacka, ale nie ma ochoty na rozmowy, tylko na kąpiel w bąbelkach, dobrego papierosa i klasyczną muzykę.
- Idę na dół - rzuca. - Nie przełączaj telefonów. Dobranoc...
Musi być następnego dnia w agencji punkt dziewiąta. Zastanawia się, jak radzą sobie pracujące kobiety z dziećmi, za to bez gosposi, jednak te myśli są mało zabawne, a może jej wyobraźnia pracuje wyłącznie w określonych rejestrach. Przypomina sobie dom rodzinny, ciasnotę i zabieganą matkę-artystkę. Podobno jest dobra, ale nigdy nie miała forsy. Grażyna postanowiła być dobra w tym, na czym można zarobić. Do dziś czuje wieczny zapach terpentyny i oleju, wiszący w ich małym mieszkanku. Matka prowadziła warsztaty plastyczne, od czasu do czasu udawało jej się sprzedać jakiś obraz, ale większość z nich piętrzyła się w stosach po kątach, a na ścianach nie było wolnego centymetra. Ojciec był rzadkim gościem, wyprowadził się z domu, jak była jeszcze mała. Grażyna podziwiała w telewizji bogate wille w zieleni ogrodów, a w nich zadbane kobiety sukcesu z uregulowanym życiem rodzinnym. Będę jedną z nich, przysięgła sobie na osiemnaste urodziny. Jutro po pracy wrócę prosto do domu, postanawia, owijając się szlafrokiem. Wyjedziemy wszyscy razem po Kamila na lotnisko, będzie miał niespodziankę. Gdy wraca do salonu, widzi migające światełko sekretarki. "Zadzwoń, proszę - słyszy głos siostry.
- Przed północą nie pójdę spać"
Pewnie znów chce pożyczyć forsę, myśli Grażyna złośliwie, ale wykręca numer.
- Dzięki że dzwonisz - słyszy głos Ewy. - Chciałam się ciebie poradzić. Wyobraź sobie, znalazłam u Justyny tabletki antykoncepcyjne. Jestem wstrząśnięta.
- Wcześnie zaczęła... - Grażyna ziewa. - Ile ona ma lat? Czternaście?
- Widzę, że nic cię to nie obchodzi. - W głosie Ewy brzmi uraza. - A jesteś w końcu jej ciotką.
- Obchodzi - kłamie Grażyna - tylko jestem zmęczona. Przypomnij mi, ile ma lat.
- Piętnaście.
- Powinnaś się cieszyć, że się zabezpiecza - mówi, przypalając papierosa. - To znaczy, że jest rozsądna. Oczywiście, możesz z nią porozmawiać, ale spokojnie...
- Łatwo ci mówić, masz chłopaków...
Michałek miał być dziewczynką, myśli Grażyna, odkładając słuchawkę. Może lepiej, że nie jest. Z chłopcami chyba rzeczywiście jest mniej kłopotów. Próbuje sobie jakiś przypomnieć. Ach tak, raz bawił się piłką z synem sąsiadów i stłukł szybę. No i kiedyś uparł się, żeby mieć kota. Pufek był u nich trzy miesiące, ale darł kanapy i firanki. Bała się, że z czasem może być jeszcze gorzej. Koty bywają złośliwe. Słyszała historię o takim, który załatwiał się do butów właścicieli. Pchły, kuwety, weterynarze, mowy nie ma, zdecydowała wreszcie i wykorzystując zakatarzenie Miśka, wmówiła rodzinie, że mały ma uczulenie na sierść. Pufka oddała w dobre ręce i od tej pory ma spokój. Michał rozpaczał przez tydzień, a potem przestał o tym mówić.
A Jacek? Jest już prawie dorosły... Siedemnaście lat... Dobrze się uczy, ma fajną dziewczynę, za rok pewnie zda na studia...
Jak bajek o żelaznym wilku słuchała opowieści o aroganckiej młodzieży, konfliktach z rodzicami. Jej dzieci były dobrze wychowane. Mówiły "proszę, dziękuję, przepraszam", umiały zachować się przy stole. Wiedziały, że należy ustępować miejsca starszym. Były posłuszne.
Jej siostra zawsze miewała jakieś kłopoty z Justyną.
Dobrze, że mam synów, myśli Grażyna, przeciąga się z zadowoleniem, ostatni papieros i idzie do łóżka.


OJCIEC
Imię: Kamil. Nazwisko: Niwicki. Żonaty. Wzrost: 182, obywatelstwo polskie. Urzędniczka wydziału paszportów patrzy na niego ponownie, skądś zna tę twarz i to nazwisko, ale nie może sobie przypomnieć skąd. Dopiero po drodze do domu, wertując ponownie gazetę, widzi wywiad i zdjęcie.
Człowiek sukcesu, prezes Rady Nadzorczej dużego koncernu, hobby: tenis, problem: brak czasu, stosunek do kobiet: partnerski, ideał kobiety: oczywiście żona, ocena życia rodzinnego (skala od jednego do sześciu) - pięć z plusem. Dlaczego nie sześć? Za rzadko się widujemy. To może dlatego aż pięć z plusem? Kto wie... Kłopoty z dziećmi? Że tak szybko rosną.
Kamil zdejmuje z taśmy torbę, jak zwykle moment szczęścia, że jest, nigdy nie zapomni, jak kiedyś w Australii został przez tydzień w jednym garniturze... Ale ktoś wyrywa ją mu z ręki, no dobrze, pomyliłem się, o co chodzi. Za trzecim trafieniem - bingo. Ociera spocone czoło.
- Skoczymy jeszcze na jednego? - nęci Kamila Piotr, jego prawa ręka, ale Kamil czuje, że z trudem trzyma pion, więc mówi nie.
Drzwi dzielące świat podróży od codziennego rozsuwają się.
- Ale masz komitet powitalny... - W głosie Piotra brzmi zazdrość, na niego nikt nie czeka.
Kamil w tłumie wyławia twarz żony, obok niej synowie, dlaczego jest ich trzech?
- Co za niespodzianka! - stara się, żeby nie było widać, jak podle się czuje. - Dobrze, że po mnie wyjechałaś, kochanie!
- Ściska Grażynę, Michałek wyciąga ręce. - Lepiej, żebym cię nie podnosił, bo mam w głowie karuzelę.
- Mierzwi mu włosy, Jacka klepie po ramieniu, trzeci syn na szczęście rozwiał się jak mgła. W samochodzie przymyka powieki, słyszy, że coś do niego mówią, ale nie może się skoncentrować, odpływa.
Kiedy otwiera oczy, jest już dzień. Leży w łóżku. W ubraniu. Głowa łupie mu obrzydliwie. Z trudem przypomina sobie wydarzenia wieczoru, ostatnie, co pamięta, to szamotanina przy taśmie bagażowej.
Spojrzenie na zegarek stawia go na baczność. W domu panuje cisza, o niedawnej obecności Grażyny świadczy jedynie dym z niedokładnie zgaszonego papierosa. Szybki prysznic, jego twarz w lustrze jest trochę wymięta, ale nic na to nie poradzi. Dwie aspiryny, woda, dużo wody...
- Nataszko! Kawa, błagam! Piorunem! - woła, czesząc mokre włosy.
Oprócz kawy, czekają na niego jak co dzień grzanki i jajko w szklance.
Łapie ukradkowe spojrzenia gosposi. Chętnie by jej zadał parę pytań, ona na pewno wie, jak wylądował w domu, ale nie ma już czasu.
- Będzie pan na kolacji? - pada rytualne pytanie.
- Zadzwonię - obiecuje, chwyta teczkę i biegnie do garażu.
Pilot się zacina, jak zwykle.
Powinienem zadzwonić do Grażyny, myśli, ale odkłada to na później. Kiedy już będzie znał rozkład dnia. Kiedy wypije malutką brandy, umysł mu się rozjaśni i język rozwiąże.
Nie powinieneś pić niczego, kiedy prowadzisz, powtarza mu zawsze żona, ale on swoje wie. Nigdy nie prowadzi pijany. Ale trochę alkoholu działa na niego jak na innych mocna herbata. Pomaga mu w koncentracji, wyostrza zmysły.
Zanim dojeżdża do pracy, odbiera pięć telefonów. Czwarty z kolei - to ona.
- Znów się wygłupiłeś - słyszy. A potem Grażyna przypomina mu, jak to było.
- Chłopcy nie powinni cię widzieć w takim stanie. Mnie zresztą też nie sprawiło to przyjemności.
- To dlatego, że się boję latania. Chciałem się wyluzować. Przykro mi, naprawdę.
- Nie kłamie. Nie znosi takich sytuacji. Lubi panować nad tym, co się dzieje.
- Mam dla was prezenty... - dodaje. Zawsze przywozi prezenty. I pierwszy raz zdarzyło mu się, żeby po drodze do domu urwał mu się film.
Akurat musiała wyjechać po mnie z dziećmi... Z drugiej strony, strach pomyśleć, co by się mogło stać, gdybym wsiadł do przypadkowej taksówki...
- Nie gniewaj się, dobrze?
- Szkoda że nie widziałeś miny Nataszy. Musiałyśmy wtaszczyć cię do domu.
- Pogadamy wieczorem... - ucina tę niemiłą wymianę zdań. Światełko miga, że następna rozmowa na linii. - Zadzwonię do ciebie później...
Umawiają się w końcu w domu na kolacji.
- Byłeś pijany - oznajmia mu na dzień dobry jego młodszy syn. Odwraca buzię, kiedy chce go pocałować.
- Ale już nie jestem - próbuje żartować Kamil i wręcza mu playstation. Buzia Michałka rozpromienia się, ale po chwili poważnieje.
- Przyrzeknij, że więcej nie będziesz - ciągnie.
- Oczywiście, że nie będę. - Szczerze chce w to wierzyć.
Kamil łapie spojrzenie Jacka, coś mu się w tym spojrzeniu nie podoba. Może mi się coś wydaje, myśli, i daje mu album CD, kupiony w Londynie.
- Nie znam się na tym. - Wzrusza ramionami. - Ale tego podobno teraz słucha młodzież.
- Dziękuję, tato... - Jacek rozrywa papier, przygląda się okładce. - Wygląda ekstra. Nie znam.
- Pokaż... - Michałek wyciąga rękę.
- Zostaw... - Jacek zrywa się od stołu, Michałek go goni, mało nie przewraca Nataszy z tacą, w końcu wyrywa bratu płytę.
- Masz już taką, nie pamiętasz? Też od taty! - wykrzykuje, zapada cisza. - Dlaczego nie powiedziałeś? - pyta Jacka Kamil.
- Po co? Jest w porządku. Dam komuś w prezencie... Nie przejmuj się...
- Możesz dać mnie. Będę miał dwa prezenty, a ty żadnego... - przekomarza się z nim Michał.
- Mogę - zgadza się Jacek i bierze go na kolana. - A teraz zjadaj... - zaczyna go karmić jak małe dziecko. - Za mamusię... za tatusia...
Michał aż krztusi się ze śmiechu.
Jak dobrze mieć rodzinę, myśli Kamil i znów jest mu przykro, że się wygłupił. Sięga po wino, nalewa sobie i Grażynie, chwilę się waha, patrząc na Jacka.
- Masz ochotę?
- Nie, dziękuję - odmawia syn.
Kolacja jest bardzo dobra. Trochę za ciężka: trudno Nataszę przestawić na inne przyzwyczajenia żywieniowe, ale nie można wymagać za wiele.
Kamil patrzy na Grażynę z przyjemnością: wszyscy koledzy zazdroszczą mu takiej żony. Przywiózł jej nowe perfumy. Chciałby, żeby już było po kolacji i żeby mógł powąchać, jak na niej pachną.
Grażyna zerka na zegarek.
- Za pół godziny wpadnie na kawę Ewa - mówi, a dobry nastrój Kamila rozwiewa się jak dym.
- Dzisiaj? - pyta z niedowierzaniem.
Jacek dziękuje za kolację i wstaje od stołu.
- Chodź... - obejmuje Michałka - pogramy w twoją grę.
Kamil patrzy za nim z wdzięcznością, chciałby być z żoną choć przez chwilę sam.


MICHAŁ
- Nawet nie można odczytać, jak się nazywam, zobacz! - pokazuje Michałek bratu swoją legitymację szkolną. Natasza wyprała mu ją, razem z kurtką.
Jacek ogląda wyblakły kartonik.
- No to koniec. Nie ma cię. - Rozkłada ręce i robi małpią minę.
- Jestem! - denerwuje się Michał. - Jutro będę miał nową, zobaczysz.
- Ale dzisiaj cię nie ma - droczy się z nim Jacek. Nagle widzi, że bratu zbiera się na płacz. Tego się nie spodziewał.
- Zrobimy ci zaraz dokument tożsamości. - Udaje, że niczego nie zauważył.
- Znajdź jakieś zdjęcie.
Michał przynosi cztery albumy.
Otwiera pierwszy z brzegu.
- Zobacz! - Śmieje się. Na zdjęciu półroczny bobas w wanience bawi się kaczuszką.
- To nie ty, tylko ja - mówi Jacek. - A poza tym to musi być zdjęcie aktualne, a przynajmniej takie, że będziesz do siebie podobny.
- Wiem...
Temu Jackowi to się czasem wydaje, że ja nic nie rozumiem, myśli Michał. Ale to dziwne, że człowiek tak bardzo się zmienia. Nie do poznania. Ciekawe, jak będę wyglądał w wieku Jacka. Czy będę do niego podobny. Albo jak się stanę taki dorosły jak tato. Próbuje sobie wyobrazić siebie z teczką i w garniturze.
- Coś tak się zamyślił? - szturcha go Jacek, więc mu mówi, chociaż nie jest to łatwe.
Jacek też nie umie sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał za dwadzieścia lat. Przerzuca kartki kolejnego albumu.
- Może to? - Pokazuje zdjęcie, na którym Michał moczy w jeziorze wędkę.
- W legitymacji jest zawsze tylko głowa - protestuje Michał.
- Nie ma sprawy. Daj nożyczki. I jakiś karton. - Jacek chętnie by już zajął się swoimi sprawami, ale nie chce zostawiać Michała w poczuciu bezradności.
- Wkrótce zrobię ci nowe zdjęcia. Teraz nie mogę: właśnie skończył mi się film. Michał patrzy, jak Jacek robi mu nową legitymację.
Imię: Michał. Nazwisko: Niwicki. Wzrost: metr w kapeluszu ...
- W legitymacji nie ma wzrostu! A poza tym, mam już 134! - krzyczy. - Wpisz tylko adres i szkołę. No i że chodzę do pierwszej klasy...
Michałek ogląda nową legitymację, czegoś mu jeszcze brakuje.
- A stempel? - pyta.
- Podstemplujesz jutro w szkole... - mruga do niego Jacek. - No, pobaw się teraz trochę sam...
Michał patrzy, jak brat wstaje.
- Idziesz popalić? - Chce go jeszcze zatrzymać, choć przez chwilę.
Jacek zamienia się w słup soli.
- Wiesz, co się dzieje z takimi, co podsłuchują i podglądają? - rzuca groźnie, a mały kręci głową. - Wyrastają im ośle uszy i trzecie oko. Na środku czoła.
- Będę lepiej widzieć - odgryza się Michał i wygląda przez okno. - Idę na dwór - oznajmia, widząc za ogrodzeniem swojego kolegę z sąsiedztwa, Krzysia.
- Ubierz się! - słyszy za plecami głos brata, ale już pędzi do wyjścia.
- Ty gdzie? - Natasza zastępuje mu drogę.
Tłumaczy, że tylko do ogródka, a ona zapina mu kurtkę.
Czuje na buzi ciepły wiatr. Pokrzykuje do Krzysia, żeby do niego przyszedł i już po chwili stoją na przeciwko siebie. Najpierw rzucają piłką do kosza, który zawiesił Kamil, ale ani razu nie udaje im się trafić.
- Za duży wiatr - wyrokuje Krzyś i kuca przy wystającym z ziemi przedmiocie. - Co to jest?
- Odstraszacz kretów... - szepcze, nie wiadomo dlaczego, Michał. - Mama się złości, że niszczą trawnik. Wcześniej próbowała je wytruć. I się dziwiła, że one się nie dały. A to dlatego, że ja wyjmowałem te trucizny i wyrzucałem na śmietnik.
- Coś ty? - Oczy Krzysia ogromnieją z wrażenia.
- No pewnie. Nie dość, że taki kret łazi ciągle pod ziemią i nic nie widzi, to jeszcze go truć? Nie podoba mi się to. A jak się człowiek z czymś nie zgadza, to należy reagować, tak nam mówiła pani. - Michałek po chwili wyciąga z ziemi odstraszacz. - To mi się też nie podoba. Nie chcę, żeby się bały.
- Jak będą się bały tutaj, to przelezą do naszego ogródka... - zastanawia się Krzyś, a Michał po namyśle wkopuje odstraszacz z powrotem. - I wtedy moja mama kupi odstraszacz i one wrócą do was. I tak będą łaziły w kółko, aż dostaną kręćka. Michał zamyka oczy. Wyobraża sobie, że jest kretem, że biega w ciemności, a dookoła wszystko dudni.
- Już wiem! Powyłączam bateryjki. Bo jak te pozabieram, to się wyda... Krzysia woła mama na obiad, a Michał zostaje sam.
Kiedy już zapewnił kretom ciszę, wspina się na plastikowy kubeł i zagląda do kuchni. Nie dzieje się tam nic ciekawego. Natasza kroi warzywa i gapi się w telewizor. Mama kupiła taki mały specjalnie dla niej, bo Natka zawsze powtarza, że ona bez telewizora, to jak bez ręki. A mamie zależy, żeby Nataszy rąk nie brakowało.
Michał przesuwa kubeł pod pokój Jacka. Szkoda, że nie ma Danki, myśli. Danka to dziewczyna Jacka. Kiedyś widział, jak się całowali, a nawet jak Jacek rozpinał jej bluzkę. Może by zobaczył więcej, ale akurat wtedy wróciła mama.
Jacek napełnia bibułki czymś, co trudno z tej odległości zobaczyć i robi papierosy. Ciekawe, dlaczego nie kupuje gotowych, jak mama. Muszę go kiedyś zapytać, myśli Michał.
Ale wtedy przypomina sobie, co Jacek mówił o takich, co podsłuchują i podglądają. Trudno by mu było się wytłumaczyć ze swojej wiedzy. Na wszelki wypadek dotyka ostrożnie uszu, ale nie czuje, żeby urosły.
O, mama, cieszy się, widząc wjeżdżający samochód i biegnie, żeby się przywitać.
- Cześć, Misiu... - Mama całuje go w locie i biegnie do domu.
Michał nie odstępuje jej na krok.
- Nataszko, wyprasowała pani moją bluzkę?!
Ach tak, zaraz znów wyjdzie...
- Obiecałaś mi, że pójdziemy do kina... - zaczyna marudzić. Wcale nie ma ochoty na kino, ale chce z nią pobyć.
- Nie mówiłam, że pójdziemy dzisiaj... - Mama przebiera się szybko. - Ale jeśli chcesz, poproszę Natkę. Albo Jacka. Jeśli ma czas...
Michał lubi Nataszę. Opowiada mu często historie ze swojego dzieciństwa, są dla niego ciekawsze od bajek. Natasza gra z nim w różne gry, tylko do komputera nie chce się zbliżać. Ale do kina wolałby pójść z Jackiem, co brat to brat.
- Jacka - mówi Michał.
Przygląda się, jak mama szczotkuje włosy i przypala długą cygaretkę. Ma na końcu języka wiadomość, że jego brat sam umie robić papierosy, ale coś go powstrzymuje. Musi się go spytać, czy to jest tajemnica.


JACEK
Imię: Jacek. Nazwisko: Niwicki. Obywatelstwo: polskie
Danka ogląda paszport Jacka, ile w nim stempli! Dobrze mieć dzianych starych, myśli, patrząc z zazdrością za okno. Rozległy trawnik, różane krzaki, skalny ogródek, oczko wodne...
- Kupię ci na imieniny w prezencie krasnala - mówi złośliwie, gdy Jacek wchodzi do pokoju z kartonem soku.
- Krasnala? - Jacek marszczy brwi, nie załapał, o co jej chodzi.
- Pół metra ogrodowego krasnala. Na większego nie będzie mnie stać.
- Masz prawie rok na ciułanie. Jakoś uskładasz. - Staje obok niej i całuje ją w odsłoniętą szyję. Danka upina włosy, odkąd jej powiedział, że w takim wydaniu podoba mu się najbardziej. - Kiedyś oglądałem na Discovery program o krasnalach. Wiesz, że są całe rzesze ich fanatyków i kolekcjonerów? Niesamowite, jak można zaśmiecać przestrzeń takim paskudztwem... - Wyjmuje paszport z jej rąk. - Skąd go masz?
- Z twojej szuflady - przyznaje Danka. - Rozglądałam się za trawką.
Jacek rozlewa sok do szklanek, a dziewczyna wkłada dłoń pod jego bluzę.
- No, daj mi zapalić... - mruczy, ciągnąc go na kanapę.
Jacek jest zachwycony, że ona tak to lubi. To Danka mnie nauczyła wszystkiego, myśli czasem i nie może uwierzyć, że trafił mu się taki skarb. Zawsze był dość nieśmiały. Sam z siebie nigdy by się nie odważył do niej zbliżyć. Pół roku temu, na prywatce u Teresy, zaczęli razem tańczyć. Potem namówiła go na skręta. Trochę się opierał, kiedyś podkradł papierosa matce, żeby spróbować i wydał mu się ohydny.
- Ten papieros jest inny, zobaczysz, że ci się spodoba... - kusiła tak długo, aż zapalił.
Nie był pewien, czy mu smakował, raczej nie. Ani ten, ani żaden z następnych. Ale poczuł się bardziej wyluzowany niż kiedykolwiek przedtem. Mógł ją teraz całować, a nawet dotykać w ciemności. Tydzień później odwiedziła go w domu, wypalili po trawce i wtedy zrobili to po raz pierwszy. Od tej pory maryśka kojarzyła mu się ze spełnieniem. Starał się zawsze mieć chociaż kilka skrętów, dla siebie i dla Danki. Czasami wydawało mu się, że maryśka sprawiała jej jeszcze większą przyjemność od seksu.
- Pójdziemy w piątek do kina? - spytał, kiedy już się ubrali i Danka sięgnęła po kolejną trawkę. Miał ochotę powiedzieć jej, że za dużo pali, ale ugryzł się w język. On też nie lubił słuchać uwag pod własnym adresem. - Jest przegląd francuskiej nowej fali.
- I impreza u Bartka, zapomniałeś?
- Mam ochotę na ten maraton. Trzy kultowe filmy ostatnich lat. - Danka sprawiała wrażenie, że go nie słucha, więc ją objął i przyciągnął do siebie. - Posiedzimy sobie koło siebie po ciemku, będzie super, zobaczysz...
- Wolę iść do Bartka - oznajmiła stanowczo.
- Mamy jeszcze dwa dni, żeby się zastanowić... - powiedział ugodowo.
- Ja już się zastanowiłam - ucięła, zbierając się do wyjścia.
Jak sobie chcesz, pomyślał ze złością. Nie jesteśmy syjamskimi bliźniętami. Każdy robi to, na co ma ochotę. Ale nie powiedział tego głośno, tylko sięgnął po aparat i zrobił zdjęcie jej upartej twarzy.
- Czub z ciebie. - Wzruszyła ramionami, a on pstryknął jeszcze dwie fotki, dla uwiecznienia chwili.
Chodzili do tej samej szkoły, do różnych klas. Wszyscy wiedzieli, że są parą i to napełniało Jacka dumą. Chłopaki mówili o Dance, że jest super-laska. Fajnie się z nią gadało, dużo czytała, jeździła konno. Szkołę traktowała jako zło konieczne, ale radziła sobie nie najgorzej.
Nie we wszystkim się zgadzali, ale to było nawet ciekawsze. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Jacek zamierza w przyszłości studiować psychologię. Sama chciała iść na zarządzanie.
- Na tym nie zrobisz kasy. - Wzruszała ramionami.- Praca to nie hobby. Jacka najbardziej interesowali ludzie. Przyglądał im się wszędzie, z zachłanną uwagą. Na ulicy, w szkole, na imprezach, w domu. Jacy są wobec siebie i jacy, kiedy im się wydaje, że nikt na nich nie patrzy. Polował na takie chwile, uzbrojony w aparat i pstrykał zdjęcie za zdjęciem. Rozwieszał je potem u siebie na ścianie, wisiały wiele dni, zanim wybrał najlepsze. Najwięcej było portretów. Wyobrażał sobie, co się kryje za tymi twarzami, jaką opowiadają historię. Czasami łączył ze sobą zdjęcia różnych ludzi i zastanawiał się, co by się mogło między nimi zdarzyć. Próbował raz włączyć do takiej zabawy Dankę, ale nie dała się wciągnąć.
- Kto to jest? - spytał go raz Michałek, pokazując na zdjęcie starego mężczyzny w wełnianej czapce.
- Zgadnij... - Był ciekaw, co brat wymyśli.
- Nasz dziadek? - spytał mały, a Jacek przytaknął. - Gdzie on mieszka? Dlaczego do nas nie przyjeżdża?
I tak Jacek stworzył Michałkowi dziadka, którego chłopiec nie mógł poznać, bo obydwaj już zmarli. Wymyślił dziadka - rybaka, który pływa na kutrze daleko na Północy. Czasami potem tego żałował, ale nie mógł się już wycofać.
- Robisz mu wodę z mózgu... - złościła się Grażyna. - Macie pełną rodzinę, dlaczego sądzisz, że brakuje mu do szczęścia dziadka?
Jacek miał wtedy na końcu języka, że jemu też brakuje silnego mężczyzny, z którym mógłby pogadać. Ojciec się do tego nie nadawał.
Kiedyś Jacek powiesił na przeciwko siebie zdjęcia ojca i matki i zaczął się zastanawiać, jak to między nimi jest. To matka była tu szefem. To ona wszystko trzymała żelazną ręką. Nie wiedział, czy to lubiła, czy nie miała wyjścia. Ale przecież kiedyś wybrała tego mężczyznę. Czy był wtedy inny? A ona? Jaka ona była? Przygląda się twarzy sprzed dwudziestu lat.
Na ile ludzie się zmieniają, a na ile grają inne role? Patrzy na swoje stare zdjęcie, już nie pamięta, czy wtedy był podobny do Michała?
Jego babcia maluje portrety. Przedstawia ludzi, jak sama ich widzi, nie stara się oddać obiektywnego obrazu, o ile w ogóle coś takiego istnieje. Wszyscy są jakoś do siebie podobni, pewnie poprzez babci styl, jej ulubione kolory.
Twarz najdokładniej można zobaczyć na ekranie. Dlatego Jacek kocha kino. Teatr też, ale kino bardziej.
Studiuje siebie w lustrze. Wysoki, chudy, lekko przygarbiony, włosy ściągnięte w kucyk, twarz jak twarz. Najgorsze jest to, że jestem nijaki, myśli. Nie mógłbym być aktorem, bo nikt by mnie nie zapamiętał. Nie mógłbym też być reżyserem, bo... przypomina mu się krytyka jędzy-polonistki:
- Nie jesteś twórczy - stwierdziła po jakiejś pisemnej pracy, której temat nie obszedł go ani przez moment.
- Przeciętniak ... - Wykrzywia się do siebie, a szklana tafla pokrywa się mgiełką jego oddechu. - Możesz tylko podglądać innych, budować z tego wiedzę.
- Ty w ogóle nie wierzysz w siebie - powiedziała mu kiedyś matka.
Rzadko ze sobą rozmawiali i może właśnie dlatego to zdanie utkwiło mu w pamięci. Kiedy palił, wydawało mu się, że może przenosić góry, jego marzenia stawały się odważniejsze i wszystko miał na wyciągnięcie ręki. Ale potem było znów jak zwykle.


NATASZA
- Natasza Gubczenko - dyktuje Natka śpiewnym głosem w gabinecie stomatologicznym. - 28 lat. Adres? Ale który? Tutaj czy na Ukrainie?
Od tygodnia bolał ją ząb. Robiła okłady z octu i z lodu, ale nic nie pomagało. Pierwszy zauważył Michałek.
- Boli cię coś? - spytał, a kiedy przyznała, powtórzył matce.
Pani Grażyna od razu umówiła ją na wizytę do dentysty i dała pieniądze. O te pieniądze to Natce rozchodziło się najbardziej. Wie, że jak boli, to trzeba iść do lekarza, ona tylko się boi, żeby nie wysłać swoim mniej, niż powinna. Co miesiąc dostają od niej 150 dolarów, wszystko, co zarabia. Dobrze, że może nosić ubrania po pani Grażynie, jest co prawda niższa, ale podwinąć tu i ówdzie zawsze można. No i wysyła rzeczy po Michasiu. To, z czego wyrasta, gry, które mu się znudziły, zabawki...
Lekarka pyta się, czy chce zastrzyk znieczulający, a ona kiwa głową. Kiedy jest już po wszystkim, wydaje się jej, że ma nieruchomą połowę twarzy. Trochę się tego boi, ale uspokajają , że za godzinę będzie dobrze. Odbiera Michałka ze szkoły.
- Idziemy dziś prosto do domu - tłumaczy małemu - bo byłam u dentysty.
Wciąż ma wrażenie, że niewyraźnie mówi. Zawsze Michałek zdaje jej relację, jak było w szkole, a ona mu - jak w domu. Co posprzątała, jak się goniły ptaki, i co widziała w telewizji. Jej synek jest rok od niego młodszy. Czasami Natasza myśli, że gdyby nie Michałek, to by tu nie wytrzymała z tęsknoty. A tak, to ma go jakby na zastępstwo. Saszką zajmuje się babcia. No i ojciec, czyli jej mąż, Jura, po robocie.
- Rzuć to, Nataszka, wracaj. Smutno nam bez ciebie - powtarza w kółko.
- Jak zarobię na mieszkanie - mówi ona.
A potem sobie wyobraża, jak to kiedyś będzie. Dwa albo i nawet trzy pokoje z balkonem, łazienka i kuchnia. Każdy może od siebie odpocząć, ale i być blisko. Bo tutaj... Natasza zarzuca sweter, chociaż nie jest chłodno. Oni się tylko mijają, myśli. Ciągle gdzieś pędzą, a nawet kiedy są na miejscu, każdy zamyka się u siebie. Tu nigdy nie ma otwartych drzwi... Wędruje wzrokiem ku pokojowi Jacka, jest u niego ta dziewucha, jej to Natasza nie lubi. Ona ma złe oczy, dziwne, że Jacek tego nie widzi. Ma tyle zdjęć na ścianach, Natasza przygląda się im, kiedy u niego sprząta, są też i jej zdjęcia, tej Danki, gdyby uważnie popatrzył... Pewnie zwraca uwagę na co innego, myśli Natasza i uśmiecha się pod nosem na wspomnienie własnych siedemnastu lat i swoich chłopaków.
- Natasza... - zagadnął ją parę dni temu - ma pani tyle pracy... ja sam mogę u siebie sprzątać, naprawdę. Wie pani... bo tak to czasem długo nie mogę czegoś znaleźć...
- Patrzyła, jak się plącze i czerwieni.
- To znaczy... krępuje mnie to! - wypalił w końcu.
Prasowała akurat koszule Kamila. Odstawiła żelazko.
- Jak sobie chcesz - powiedziała po chwili. - Jeśli pani Grażyna nie będzie miała nic przeciwko temu...
- Proszę jej nie mówić. Co ją to obchodzi, kto sprząta mój pokój...
Niby tak, pomyślała wtedy. Potem, kiedy już to się stało, wspominała tę rozmowę. Zastanawiała się, co by było, gdyby powiedziała nie. Albo gdyby poradziła się pani Grażyny. Czy to by mogło coś zmienić. Czy mogłaby czemuś zapobiec.
Ale był to pogodny dzień, leżała przed nią ostatnia do uprasowania niebieska koszula w białe prążki, obiad był gotowy, a za chwilę w telewizji miał się rozpocząć jej ulubiony serial. No i dostała list z domu, taki kochany, taki serdeczny, i zdjęcia Saszki. W taki dzień nie przeczuwa się niczego złego, tylko nuci pod nosem i poprawia w lustrze włosy.
Czasami, kiedy Natasza leży wieczorem w łóżku, to myśli sobie, że się w czepku urodziła. Tak pięknie mieszka, praca lekka, ludzie dobrzy, no i jeszcze do tego pieniądze. Nie to co u niej na wsi, najpierw szkoła, a potem - inwentarz i pole; była nauczycielką w podstawówce, jeździła codziennie do sąsiedniej osady pięć kilometrów, na rowerze.
Nigdy jej się nie śniło, że będzie taka bogata. No i ma za kim tęsknić. Zamyka oczy, wyobraża sobie, że obok niej leży mąż, a w łóżeczku przy ścianie - S...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl