[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ALFRED HITCHCOCKUCHO SZATANANOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYW�W(Prze�o�y�a: KRYSTYNA BOGLAR)ROZDZIA� 1CO ZNALEZIONO W LODACH CYNAMONOWYCH?- Je�li dalej b�dziesz jad�a tyle lod�w, to przyjdzie ci kupowa� sukienki wsklepie z namiotami! - roze�mia� si� Pete Crenshaw, przysiadaj�c na zielonymkrzese�ku.- Pete? - oczy dziewczyny zab�ys�y niczym dwie latarenki. - Sk�d si� tu wzi��e�?- Z klubu. Sko�czy�em trening. Przyszed�em si� czego� napi�. Hej, ma�a, poprosz�o sok pomara�czowy!Kelnerka u�miechn�a si�. Mia�a rude w�osy i piegi na ca�ym ciele. Z powoduupa�u nosi�a tylko kr�tkie spodenki i w�ski staniczek. Wygl�da�a jak r�owalandrynka obficie posypana makiem.- Nic si� nie zmieni�e�, Pete - wtr�ci�a Lucy, obserwuj�c bacznie wzrok, jakimCrenshaw odprowadza� kelnerk�. - Podrywasz dziewczyny, gdzie si� da! Wci��tkwisz w tej waszej �miesznej Kwaterze G��wnej?Pete wzruszy� ramionami. Lubi� Lucy, ale by�o to dawno i nieprawda. Pulchnablondynka o zadartym kr�tkim nosku, zwana przez znajomych �Miss Piggy�, nie nad�ugo zago�ci�a w jego sercu. Trwa�o to chyba ze sze�� dni. I tak o cztery zad�ugo.- Jestem detektywem, Lucy. Z powo�ania i g��bokiej wiary. - Kelnerka nienadci�ga�a. Pete czu�, �e za chwil� wyschnie na wi�r. Upa�y w Kalifornii to nicnadzwyczajnego. Ale w tym roku klimat zwariowa�. Ju� trzeci miesi�c s�upek rt�cinie zje�d�a� poni�ej stu stopni Fahrenheita. Miasto dusi�o si� od smogu. - Gdzieta piegowata? Za chwil� padn�...Potworny wrzask wstrz�sn�� lodziarni�. Kto� histerycznie zach�ystywa� si�w�asnym g�osem. Brzmia� niczym rozhu�tany dzwon na trwog�. Pete zerwa� si� zkrzes�a. Bez namys�u run�� w kierunku, sk�d dochodzi�o dzikie wycie. Potkn�� si�o krzes�o, przewr�ci� stolik wraz z trzema pustymi pucharkami. Dopad� zaplecza.Piegowata, nie przestaj�c wrzeszcze�, jakby j� obdzierano ze sk�ry, wpatrywa�asi� dzikim wzrokiem w pojemnik z cynamonowymi lodami.- Tam... tam... - wyj�ka�a wreszcie, bod�c palcem powietrze.W�a�ciciel lodziarni usi�owa� j� odci�gn�� na bezpieczn� odleg�o��.- Jodie, co si� dzieje? - mamrota�. - Nie wrzeszcz, bo nam wystraszysz klient�w!- Tam... tam... - be�kota�a piegowata Jodie, zakrywaj�c oczy obiema d�o�mi.Pete bez zastanowienia pochyli� si� nad lad� ch�odnicz�. W jedenastu pojemnikachoczy cieszy�y czekoladowe, orzechowe, owocowe i pistacjowe g�ry lod�w. Wpierwszej chwili niczego nie zauwa�y�. Ale gdy ju� dostrzeg� - poczu� na plecachzimny pot. Pomimo nieludzkiego upa�u na zewn�trz lodziarni.- To... to niemo�liwe! - wyj�ka�. - Ma pan... du�� �y�k�? - zwr�ci� si� doprzera�onego w�a�ciciela lokalu.- Co tam wpad�o? Karaluch? - wyj�ka� zapytany, wci�� trzymaj�c w ramionach�kaj�c� Jodie. - Mam... szczypce... zaraz. Jodie, uspok�j si�! Z powodu g�upiejmuchy...- To nie jest mucha. Ani karaluch - Pete prze�yka� �lin�. - To jest... ludzkieucho!Kosmiczna cisza zaleg�a zaplecze lodziarni. D�wi�k upuszczonego przez Jodiepucharka zabrzmia� niczym wystrza� armatni.Crenshaw nie wiedzia�, co robi�. Ratowa� dziewczyn�, mdlej�cego w�a�ciciela czyzabezpiecza� dow�d... zbrodni! �Ludzkie ucho w cynamonowych lodach - przebieg�omu przez g�ow� - to fakt niezaprzeczalny, �e dokonano gdzie� zab�jstwa,porwania, okaleczenia. Kto� to zrobi�. I trzeba natychmiast dzia�a�!�- Jak si� pan nazywa?W�a�ciciel otar� spocone czo�o nieskazitelnie czystym fartuchem.- Ja? Dlaczego mnie pan pyta? - wyj�ka�, puszczaj�c wreszcie piegowat�.- Bo ucho jest w pa�skich lodach - powiedzia� surowo Pete.- Marc... Marc Thomas. Ale... to nie jest moje ucho!- Widz� - Crenshaw przyjrza� si� uwa�nie wszystkim fragmentom g�owy Thomasa. -Fakt. Nie jest pa�skim uchem. Ale, u Boga ojca, do kogo� nale�y!Jodie, siedz�c na bia�ych p�ytkach pod�ogi, zn�w zala�a si� �zami.- Ja nie chc�! Ja nie chc�!- Ca�kiem s�usznie - popar� j� Pete. - Ja te� nie chc� ucha w pucharku zlodami... trzeba zawiadomi� policj�.Marc Thomas j�kn��, �api�c si� za g�ow�. Mia� rzadkie, rudawe w�osy i podw�jnypodbr�dek.- Tylko nie policj�! - wymamrota�, ponownie ocieraj�c pot.- Dlaczego? - Pete czu�, jak wst�puje w niego duch Sherlocka Holmesa. - Boi si�pan policji?- G�upie pytanie! - Lucy sta�a w drzwiach, podpieraj�c si� pod boki. - W tejdzielnicy wszyscy maj� na bakier z policj�. Nie wiedzia�e�?- Nie - Pete metalowym wiekiem zamkn�� pojemnik z uchem.- Niech nikt tego nie rusza a� do przyjazdu ekipy technicznej. Du�o os�b jad�odzi� lody cynamonowe?Jodie wreszcie otworzy�a oczy.- Wszyscy. To nasza specjalno��. Ja ju� nigdy...Crenshaw przykucn��. Pog�adzi� dziewczyn� po delikatnych, jedwabistych w�osach.By�y mi�kkie i pachnia�y mi�t�.- Ja te� - odpar� powa�nie. - Nigdy nie zam�wi� ju� lod�w cynamonowych. Gdziejest telefon?Marc Thomas ci�ko usiad� na zielonym krzese�ku.- W kantorze. Ja...- Musimy zawiadomi� policj�. Ale najpierw... - wykr�ci� znany na pami�� numer. -Bob? S�uchaj uwa�nie, bo nie b�d� m�g� powt�rzy�...- To poczekaj. W��cz� nagrywanie. Wal! - Bob Andrews, dokumentalista i fachowiecod komputer�w, by�, jak zawsze, na posterunku w Kwaterze G��wnej TrzechDetektyw�w.- W lodziarni przy... jaki tu adres? - zwr�ci� si� do Jodie.- Gardner Street trzyna�cie - odpowiedzia�a ca�kiem spokojnie - lodziarnianazywa si� �Zielony S�o�.- S�ysza�em - potwierdzi� Bob.-W pojemniku na lody cynamonowe znajduje si� ludzkie ucho. Dzwoni� do MataWilsona na posterunek w Rocky Beach.- Mo�esz chwil� poczeka�? - w g�osie Boba brzmia� prawie zachwyt. - Przyjad� zaparatem.- OK - odpar� Pete. - Pospiesz si�.- S� �wiadkowie? - Bob, jak zawsze, zadawa� w�a�ciwe pytania.- Tak. W�a�ciciel Marc Thomas, kelnerka Jodie...- To moja c�rka! - j�kn�� zgn�biony Marc.Pete u�miechn�� si�.- Jodie Thomas, tak? Oraz Lucy, moja znajoma...- Kt�ra? - st�kn�� Bob. - Ta sprzed p� roku?Lucy zmarszczy�a brwi.- No nie! Chodzi�e� z inn� Lucy?Crenshaw podni�s� wzrok w g�r�. Jakby s�dzi�, �e niebo nie pozwoli na krzywdz�c�go opini� niestrudzonego uwodziciela.- Lucy McCormick - powiedzia� do s�uchawki. Ale Bob ju� si� nie odezwa�.Godzin� p�niej pod �Zielonego S�onia� zajecha� konstabl George Lawson.- No tak! - wymrucza� na widok Dw�ch Detektyw�w pij�cych puszkowan� coca-col�. -Ju� was tu diabli przynie�li?- Nie wiem, czy diabli - westchn�� Andrews. - Ale jeste�my wsz�dzie tam, gdzienaruszono prawo. A ludzkie ucho w pojemniku z lodami jest naruszeniem... tego...ucha. No nie?George zmarszczy� nos. Pochyli� si� nad pojemnikiem i zzielenia�.- Gdzie jest... toaleta? - zaszemra�.Zd��y� w ostatniej chwili.- S�ab� ma kondycj� nasza policja! - zmartwi� si� Pete. - Zrobi�e� zdj�cia?- Jasne. Podnios�em ucho troch� wy�ej...- Co?- No... �y�k�. Nic si� nie sta�o. Chcia�em tylko, �eby lepiej wysz�o na zdj�ciu.U�y�em superczu�ego filmu i flesza. Uwaga, wraca George. Napije si� pan,konstablu?Lawson tylko pokr�ci� g�ow�. Za�o�y� ��t�, policyjn� ta�m� i powiadomi� przezradio Mata Wilsona.- Niech nikt si� st�d nie rusza! - za��da�, siadaj�c za kierownic� radiowozu. -A� do przyjazdu ekipy technicznej. A was... - obrzuci� ch�opc�w surowymspojrzeniem. - A was... ech! - Machn�� d�oni� i odjecha�.Przy kraw�niku natychmiast pojawi� si� stary ford.- Jest Jupe! - ucieszy� si� Bob. - Zawiadomi�em go, gdy tylko us�ysza�em nowin�.Jupiter Jones nadchodzi� krokiem lekko oci�a�ym. W�a�nie sko�czy� je�� obiad. Ato, co dzi� ugotowa�a ciotka Matylda, lubi� najbardziej: barani udziec zbroku�ami.- O co chodzi, panowie? - spyta� siadaj�c.- O ucho, Jupe. Ludzkie ucho w lodach...- Cynamonowych! - dorzuci�a Lucy McCormick z satysfakcj�.Jupiter Jones zamy�li� si� g��boko.- No tak - wyszepta� po chwili. - A w innych pojemnikach?- Co: w innych? - spyta� niepewnie Bob.Jupiter zerkn�� na niego spod oka.- Je�li ucho jest w cynamonowych, to nos mo�e by� w malinowych. A g�owa...Jodie zblad�a jak prze�cierad�o.- Przesta�! - wyszepta�a. - Tak przypuszczasz?- Niczego nie sugeruj� - usprawiedliwia� si� Jupiter. - Ale gdzie jest reszta...od tego ucha?Ekipa Meksykanki Sanchez z piskiem opon hamowa�a przed lodziarni�. Dwa samochodyz walizkami nale��cymi do technik�w, przeno�na kamera plus o�wietleniowiec.Grubaska z czarnym w�sem nad g�rn� warg� wkroczy�a, nie rozgl�daj�c si� na boki.- Gdzie trup? - warkn�a.Ch�opcy podnie�li si� z krzese�.- To tylko kawa�ek tego... trupa - mrukn�� Pete, jakby wstydz�c si�, �eznaleziony fragment nie odpowiada powadze chwili.- Reszta mo�e �yje...Sanchez obrzuci�a go z�ym spojrzeniem.- Czy ja was znam?- Tak - zgodzi� si� Jupiter Jones. - Mieli�my ju� przyjemno�� uczestniczy� wwykrywaniu zbrodni...- Niejednej! - pochwali� si� Bob. - Prosz�, oto nasza wizyt�wka.Sanchez unios�a kartonik do oczu. Chyba by�a kr�tkowzroczna.TRZEJ DETEKTYWIBadamy wszystkoPierwszy Detektyw . . . . . . . . Jupiter JonesDrugi Detektyw . . . . . . . . . . Pete CrenshawDokumentacja . . . . . . . . . . . . . Bob Andrews- Kto znalaz� cia�o? - jej g�os by� prawie tak samo gruby, jak ona sama.- Ucho - podpowiedzia� Pete. - Ale mo�e w innych pojemnikach...Sanchez ju� nie s�ucha�a. Pewnie by�a w�ciek�a, �e zwabiono j� tutaj z powodutak, b�d� co b�d�, b�ahego detalu anatomicznego.Wszelako ekipa sprawnie przeszuka�a lodziarni�. Niczego, opr�cz ucha, nieznaleziono. Wywieziono je wraz z lodami do ponurego gmachu przy California Roadu wylotu autostrady do Malibu. Tam mie�ci�o si� kr�lestwo Sanchez: InstytutKryminalistyki obs�uguj�cy tak�e Federalnych. Je�li mieli akurat jaki� problem.A cz�sto mieli.Lodziarni� zamkni�to a� do odwo�ania. Wymaga�a sterylizacji.- Sk�d pan bierze towar? - spyta� Bob za�amanego ca�� spraw� w�a�ciciela.Marc Thomas otar� spocon� twarz.- Od sta�ego dostawcy. Ma wytw�rni� w naszej dzielnicy.- Jak si� nazywa? - Jupiter Jones wypija� ju� trz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl