[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdział IX

KAMALOKA l DEWACHAN

O losie niższych przewodników człowieka

Pytanie: Wspomnieliście kamalokę, co to jest?

Odpowiedź: Gdy człowiek umiera, jego trzy niższe narzędzia opuszczają go na zawsze, są to: ciało fizyczne, energia żywotna oraz jej przewodnik, czyli sobowtór żyjącego człowieka. A cztery wyższe — środkowy, czyli kamarupa lub dusza zwierzęca z tym, co sobie przyswoiła z niższego manasu, oraz wyższa trójca znajdują się w sferze zwanej kamaloka. Jest to lotna, astralna “miejscowość", sfera, limbus teologii scholastycznej, Hades starożytnych; ale ściśle mówiąc, jest to “miejsce" tylko w znaczeniu względnym, gdyż nie posiada granic zamykających określony zakres przestrzeni, a istnieje wewnątrz obrębu subiektywnej, podmiotowej przestrzeni, czyli jest poza postrzeganiem naszych zmysłów. Jednak istnieje konkretnie i w niej to astralne eidolony (lub ciała) wszystkich istot, które żyły na ziemi, nie wyłączając zwierząt, czekają na swą drugą śmierć. Dla zwierząt następuje ona, gdy wszystkie ich astralne cząsteczki rozpadnąsię i rozproszą do ostatka. Dla ludzkiego ciała astralnego (ejdolonu) śmierć rozpoczyna się wtedy, gdy wyższa trójca — atma-buddhi-ma-

nas “oddziela się" od swych niższych przewodników, czyli od odbicia swej byłej osobowości, przechodząc w stan Dewachanu.

Pytanie: A cóż się dzieje potem?

Odpowiedź: Wówczas chochoł lub upiór kamarupy, pozbawiony kierowniczego, myślącego czynnika, wyższego manasu, jak i jego niższej postaci, inteligencji instynktu, nie otrzymując więcej światła od wyższej myśli i nie mając już fizycznego mózgu, by się przezeń wyrażać — rozpada się.

Pytanie: W jaki sposób?

Odpowiedź: Popada w stan podobny do stanu żaby, gdy przy wiwisekcji wycina się jej pewne części mózgu. Nie może myśleć, nawet na najniższym poziomie zwierzęcia. Nie jest więc nawet niższą inteligencją, mana-sem, gdyż “niższy" jest niczym bez “wyższego".

Pytanie: Czyż to ta właśnie “pusta istność" materia-lizuje się podczas seansów przy pomocy mediów?

Odpowiedź: Tak jest, właśnie ta “pusta istność". Ale można ją tak nazwać tylko jeśli chodzi o władze rozumowania i myślenia, lecz pozostaje jeszcze istotą astralną i “fluidyczną"; okazuje się to w pewnych wypadkach, gdy będąc magnetycznie, a nieświadomie przyciągnięta ku jakiemuś medium, zostaje na pewien czas znów “napełniona" jego życiem, lub ożywiona, i na pewien czas istnieje przy nim jakby zastępczo. Ów “upiór", czyli “pusta" kamarupa, może być porównany do morskiej meduzy, która wygląda jak rodzaj płynnej galarety, dopóki się znajduje w swoim żywiole — w wodzie {w aurze lub atmosferze specjalnej otaczającej medium), lecz jak tylko ją 2 wody wydobyć, rozłazi się w ręku lub na piasku, zwłaszcza w silnym słońcu. Póki medium znajduje się w obrębie aury, może żyć jakby cudzym życiem, może rozumować i mówić, działając przez mózg medium albo kogoś z obecnych na seansie. Ale dalsze

rozpatrywanie tej kwestii zbyt daleko by nas zaprowadziło, i to na teren uprawiany przez innych ludzi, do czego nie mam najmniejszej ochoty. Trzymajmy się więc naszego przedmiotu — reinkarnacji.

Pytanie: Więc co o niej powiecie? Jak długo przebywa jaźń w stanie Dewachanu?

Odpowiedź: Mówią nam, iż zależy to od stopnia uduchowienia oraz zasługi lub przewinień ostatniego żywota na ziemi. Zazwyczaj okres ten, jak już mówiłam, trwa od dziesięciu do piętnastu stuleci.

Pytanie: Ale dlaczego jaźń nie miałaby wchodzić w kontakt z ludźmi na ziemi, jak w to wierzą spirytyści? Co może stać na przeszkodzie, aby np. matka nawiązała kontakt z dziećmi, które pozostawiła na ziemi, lub mąż z żoną itp.? Muszę wyznać, iż w wierzeniu tym jest tyle pociechy, iż nie dziwię się wcale, że ci, którzy je przyjęli, nie mają wcale chęci wyrzec się go.

Odpowiedź: Nikt ich do tego nie zmusza, chyba że sami wolą prawdę od fikcji, choćby najbardziej “pocieszającej". Spirytyści mogą się na nasze teorie nie zgadzać, a jednak nic z tego, czego uczymy, nie jest nawet w połowie tak okrutne i egoistyczne jak to, co oni głoszą.

Pytanie: Nie rozumiem. Cóż w tym jest egoistycznego?

Odpowiedź: Ich teoria, głosząca, że duchy — istotne “osobowości", jak mówią — powracają ku nam; zaraz wam wyjaśnię dlaczego. Jeśli Dewachan — nazwijcie go “rajem", jeśli chcecie, lub “miejscem wesela i najwyższej szczęśliwości" — jest istotnie takim miejscem, a raczej stanem, więc sama logika nam mówi, iż żaden smutek, żaden nawet cień cierpienia nie powinien tam dosięgnąć świadomości. “Bóg osuszy wszystkie łzy tych, którzy się dostaną do raju", czytamy w księdze wielu obietnic. A jeśliby “dusze umarłych" mogły powra-

cać i widzieć wszystko, co się dzieje na ziemi, zwłaszcza w ich rodzinach, jakież byłoby to ich szczęście?

Dlaczego teozofowie nie wierzą w powrót czystych “duchów"

Pytanie: Co przez to rozumiecie? Dlaczegóż by to miało przeszkadzać ich szczęściu?

Odpowiedź: Wszak jest to tak jasne! Weźmy przykład: umiera matka zostawiając drobne dzieci, które ogromnie kocha, a może i ukochanego męża. My powiadamy, że jej “duch" lub jaźń — owa indywidualność, która jest teraz całkowicie przeniknięta (na cały okres Dewachanu) najszlachetniejszymi uczuciami, jakie jej osobowość żywiła na ziemi — miłością dzieci, współczuciem dla wszystkiego, co cierpi, itp. — jest teraz zupełnie oddzielona od “tego padołu łez", a szczęście jej polega na niewiedzy i błogosławionej niepamięci wszystkich smutków i trosk, jakie za sobą pozostawiła. Spirytyści zaś mówią odwrotnie, że jest ona równie żywo świadoma wszelkich udręczeń i utrapień, jak i poprzednio, a nawet ba rdziej niż wpierw, gdyż “duchy widzą więcej, aniżeli śmiertelnicy przebywający w fizycznym ciele". My twierdzimy, że szczęście Dewachanu polega na szczerym przekonaniu, że się wcale nie opuściło ziemi, że zjawisko zwane śmiercią w ogóle nie istnieje. Duchowa świadomość tej matki sprawi więc, że będzie się wciąż czuta otoczona dziećmi i wszystkimi, których kochała — iż nie pozostanie żadna luka, nie zabraknie żadnego ogniwa w jej słanie doskonałego i całkowitego szczęścia. Spirytyści zaś zdecydowanie temu zaprzeczają. Według ich doktryny nawet śmierć nie uwalnia nieszczęsnej ludzkiej istoty od udręczeń tego ziemskiego żywota i ani jedna kropla z czary gory-

czy nie ominie jej warg i, volens nolens, widząc teraz wszystko, wychylić ją musi do samego dna. A więc kochająca żona, która za życia była gotowa oszczędzić swemu mężowi smutku, nawet za cenę własnego cierpienia, jest teraz zmuszona być biernym i bezradnym świadkiem jego rozpaczy, bólu i łez nad jej utratą. Gorzej, bo ma widzieć, jak te łzy może nazbyt szybko znikają i inna ukochana twarz pociesza go swym uśmiechem, jego, ojca jej dzieci; musi patrzeć, jak inna kobieta zajmuje jej miejsce w jego sercu, musi słyszeć, jak jej dzieci zwracają się ze świętym słowem “matko" do innej, obcej im i obojętnej osoby, może zaniedbującej ukochany drobiazg, jeśli nawet nie krzywdzącej go. Według tej doktryny “łagodne, jak na skrzydłach, uniesienie się w życie nieśmiertelne" ma się zmienić, bez żadnego przejściowego okresu, w drogę ku nowym moralnym cierpieniom. A jednak łamy najstarszego pisma amerykańskich spirytystów, “Sztandaru Światła", są pełne wyznań, rzekomo pochodzących od umarłych — tych “ukochanych, co odeszli" — zapewniających, iż są szczęśliwi. Czyż taka świadomość wszystkiego, co się na ziemi dzieje, może nie mącić tego szczęścia? Sądzę, że takie “szczęście" równałoby się największemu przekleństwu, a ortodoksyjne “potępienie" byłoby w porównaniu z tym ulgą.

Pytanie: Ale jak możecie to pomijać w waszej nauce? Jak godzicie waszą teorię o wszechwiedzy duszy z jej zupełną nieświadomością tego, co się na ziemi dzieje?

Odpowiedź: Takie jest prawo miłości i współczucia. Jaźń podczas każdego okresu Dewachanu, choć wszechwiedząca w swej istotnej naturze, owija się, jeśli można tak powiedzieć, jakby w odbicie tego, czym była jej “osobowość". Powiedziałam przed chwilą, iż idealny kwiat wszystkich abstrakcyjnych, a więc trwałych

i nieśmiertelnych zalet i cnót, jak — miłość, współczucie, umiłowanie piękna, dobra, prawdy, które zadrgały lub silniej przemówiły w sercu żyjącej osoby, po śmierci jej fizycznego ciała trzymają się jaźni i wraz z nią przechodzą do Dewachanu. Na pewien czas jaźń staje się więc jakby idealnym wyrazem ludzkiej istoty, takiej, jaka była za ostatniego życia na ziemi, a ta nie jest bynajmniej wszechwiedząca. Gdyby nią była, nie przechodziłaby w ogóle stanu, który zwiemy Dewachanem.

Pytanie: Jak to tłumaczycie, jakie są tego przyczyny?

Odpowiedź: Jeśli chcecie odpowiedzi ściśle filozoficznej, tedy powiem, iż dlatego, że wszystko jest ułudą (mają), poza wieczystą Prawdą, która nie ma kształtu, zarysu ani ograniczeń. Kto wzniósł się ponad zasłonę mai— a takimi są tylko najwyżsi mistrzowie i wtajemniczeni — ten nie może mieć Dewachanu. Ale jeśli chodzi o zwykłego śmiertelnika, szczęście jego w Dewachanie jest pełnią. Jest to c a ł k o w i t e zapomnienie wszystkiego, co było cierpieniem i smutkiem w ostatnim życiu na ziemi, a nawet zanik świadomości, że one w ogóle istnieją. Ten okres w Dewachanie, pomiędzy dwoma wcieleniami na ziemi, dusza spędza w otoczeniu wszystkiego, czego pragnęła, do czego przedtem daremnie tęskniła i wśród tych, których kochała. Osiąga tu wypełnienie wszystkich swoich marzeń, l tak w niczym nie zmąconym szczęściu spędza długie wieki, które są nagrodą i równoważnikiem cierpień ziemskiego żywota. Krótko mówiąc, pławi się w morzu nieprzerwanej szczęśliwości, znaczonej tylko zdarzeniami o jeszcze większym napięciu radości.

Pytanie: Ależ to jest więcej niż zwykła ułuda, jest to istnienie w niezdrowej halucynacji!

Odpowiedź: Być może z waszego punktu widzenia, ale nie z punktu filozofii. A poza tym — czyż nie jest całe nasze ziemskie życie pełne złudzeń? Czyż nie

spotkaliście nigdy ludzi żyjących lata całe w świecie urojeń? A gdybyście się na przykład dowiedzieli, że mąż, którego żona uwielbia i wierzy, że jest przezeń również kochana — zdradza ją, poinformowalibyście ją o tym, rozbijając jej piękną wiarę, budząc ją brutalnie z pięknego snu, raniąc okrutnie jej serce? Nie sądzę. Powtarzam, iż taka niepamięć i halucynacja — jak je nazywacie — są tylko wyrazem prawa natury, pełnego miłosierdzia, jak i ścisłej sprawiedliwości. W każdym razie jest to o wiele bardziej pociągająca perspektywa aniżeli złote harfy i para skrzydeł, które nam obiecują ortodoksyjne religie.

Zapewnienie, iż: “dusza żyjąc tam, wznosi się i często przebiega ulice "niebiańskiego Jeruzalem^, odwiedzając patriarchów i proroków, pozdrawiając apostołów i wielbiąc zastępy męczenników", może w oczach niektórych ludzi wydawać się bliższe religijnej nabożności, jednak przedstawia chyba jeszcze bardziej ułudną halucynację; wiemy bowiem wszyscy, iż matki kochają swe dzieci nieśmiertelną miłością, realność zaś owych wielkich osobistości “niebiańskiego Jeruzalem" pozostaje dla nas blada i wątpliwa. Wolałabym stanowczo przyjąć nawet to “nowe Jeruzalem", z jego ulicami świecącymi jak wystawy jubilerskie, aniżeli szukać pociechy w pozbawionej wszelkiego miłosierdzia doktrynie spiryty-stów. Sama myśl, iż rozumne, świadome dusze naszego ojca, matki, córki czy brata mogą czuć się szczęśliwe w “kraju wiecznej wiosny" — zaledwie odrobinę natural-niejszym, ale w swych opisach równie śmiesznym jak “Nowa Jerozolima" — wystarczyłaby dla mnie, aby stracić wszelki szacunek dla “naszych zmarłych". Wierzyć, iż czysty duch może się czuć szczęśliwy, będąc z musu świadkiem grzechów, błędów, oszustw, a nade wszystko cierpień tych, których najbardziej kocha, a od których oddzieliła go śmierć, i to bez możności dopomoże-

nią im, jest to myśl, która naprawdę może doprowadzić do szaleństwa.

Pytanie: W dowodzeniu waszym widzę pewną słuszność. Przyznaję, iż nigdy nie spojrzałem na tę doktrynę w tym świetle.

Odpowiedź: Rozumiem. Trzeba być naprawdę do dna egoistą, pozbawionym elementarnego poczucia równoważącej sprawiedliwości, aby móc sobie w ogóle coś podobnego wyobrazić. Z tymi, których w sferze materialnej utraciliśmy, jesteśmy właściwie teraz o wiele bliżej aniżeli za ich życia na ziemi; i to nie tylko w wyobrażeniu tych, którzy przebywają w Dewachanie, jak się to niektórym wydaje, ale w samej rzeczy. Gdyż czysta, boska miłość jest nie tylko najpiękniejszym kwiatem ludzkiego serca, ale korzenie swe ma w wieczności. Święta, duchowa miłość jest nieśmiertelna i prawo Karmy, wcześniej czy później, sprawi powrót tych, którzy się kochali taką serdeczną, duchową miłością, do tej samej rodziny, przy ponownej inkarnacji. Mówimy również, iż miłość, która sięga poza “próg śmierci" — choć możecie ją nazwać ułudą — posiada magiczną moc i zaiste boską potęgę, która oddziaływa na żywych, l lak matka, pełna najtkliwszej miłości dla swych dzieci, które w wyobraźni widzi wokół siebie, i stąd przeżywająca równie żywe i realne dla niej szczęście, jak kiedyś na ziemi — dosięgnie tą miłością dzieci. Będą one ją wyczuwać, będą widzieć ją w snach, a nieraz i w różnych dziwnych, “opatrznościowych" sytuacjach pomocy i ochrony od niebezpieczeństwa; miłość jest bowiem mocną tarczą, nie ogranicza jej ani przestrzeń, ani czas. Podobnie jak z tą matką w Dewachanie, tak się dzieje i z innymi uczuciowymi związkami pomiędzy ludźmi, z wyjątkiem tych najbardziej materialistycznych i pełnych egoizmu. Przez analogię możecie sądzić o reszcie.

Pytanie: Czy więc nie dopuszczacie w żadnym wypadku możliwości komunikowania się żywych z duchami umarłych?

Odpowiedź: Owszem, są dwa wyjątki od tej ogólnej zasady. Przede wszystkim jest to możliwe podczas pierwszych dni po śmierci, zanim dusza nie weszła jeszcze w stan Dewachanu. Ale czy ktoś z żywych wyciągnął jakąś korzyść z takiego powrotu duszy w przedmiotowy świat to inna kwestia. Być może, iż dzieje się to w nielicznych, zupełnie wyjątkowych wypadkach, gdy intensywność pragnienia powrotu umierającej osoby, dla jakiegoś określonego celu, zmusza wyższą świadomość do pozostania w stanie obudzenia i przytomności, i wówczas to, w istocie indywidualność, duch, wchodzi w kontakt z żywymi. Ale zazwyczaj dusza jest jakby odurzona po śmierci fizycznego ciała i popada niebawem w stan, który nazywamy “przeddewachanową nieświadomością". Drugi wyjątek to Nirmanakaja.

Pytanie: Co to miano dla was oznacza i co możecie o nich powiedzieć?

Odpowiedź: Jest to imię nadawane tym, którzy — choć zdobyli prawo do nirwany i do okresu cyklicznego odpoczynku (nie chodzi tu o Dewachan, który jest ułudą naszej świadomości, szczęśliwy snem, a ci, którzy dosięgają nirwany, zatracili już całkowicie wszelkie pragnienie, lub nawet możliwość pragnienia jakiejkolwiek ułudy) jednak ze współczucia dla ludzkości, dla tych, których pozostawili na ziemi, wyrzekają się nirwany. Taki święty lub mistrz, lub jakkolwiek inaczej chcecie go nazwać, czując, iż pogrążenie się w szczęśliwości bez miary, gdy ludzkość jęczy pod brzemieniem nędzy wywołanej ciemnotą, jest jakby egoistyczne, wyrzeka się nirwany i decyduje się pozostać niewidzialnie, tj. w duchu, na tej ziemi. Nie używają oni fizycznego ciała, gdyż pozostawili je poza sobą, ale zachowują wszystkie inne

przewodniki podczas astralnego życia w naszej sferze. Ci mogą wejść, i nieraz wchodzą, w kontakt z nielicznymi ludźmi, którzy są tego godni, ale na pewno nie z medium zwykłego typu.

Pytanie: Zapytałem was o Nirmanakaja, gdyż czytałem w dziełach niemieckich i innych, iż było to imię nadawane w naukach północnego buddyzmu ziemskim postaciom, przybieranym przez Wielkich, którzy osiągnęli stan Buddy.

Odpowiedź: Tak jest istotnie, tylko orientaliści pomylili się, uważając, iż “ciało ziemskie" oznacza przedmiotowe fizyczne, gdy chodzi tu o ciało czysto podmiotowe, tj. astralne.

Pytanie: Cóż dobrego mogą czynić na ziemi owi Nirmanakaja?

Odpowiedź: Niewiele, jeśli chodzi o poszczególne jednostki, gdyż nie mają prawa wchodzić w ich Karmę, mogą tylko doradzać i kierować ludzi ku ogólnemu dobru, posyłając im natchnienie. Jednak robią o wiele więcej dobrego, niż możecie to sobie wyobrazić.

Pytanie: Nauka nigdy się na to nie zgodzi, nawet współczesna psychologia. Według niej żadna cząstka inteligencji nie może się ostać po rozpadnięciu fizycznego mózgu. Co byście mieli w odpowiedzi na to twierdzenie?

Odpowiedź: Nie zadawałabym sobie nawet trudu, aby na to odpowiadać, a po prostu powiedziałabym słowami podanymi przez “M. A. Oxon": “Inteligencja trwa po śmierci fizycznego ciała. Nie jest to kwestia samego mózgu... Jest rzeczą całkiem rozsądną przypuszczać, na podstawie tego, co wiemy, iż duch ludzki jest niezniszczalny" (Tożsamość ducha — Spirit Identy).

Pytanie: Ale “M. A. Oxon" jest spirytualistą?

Odpowiedź: Tak jest, jedynym prawdziwym spirytualistą, jakiego znam; choć możemy się z nim nie zga-

dzać w wielu mniej ważnych kwestiach, pomimo to żaden ze spirytualistów nie jest bliższy prawd okultystycznych niż on. Podobnie jak my, nieustannie przestrzega, mówiąc o “niebezpieczeństwach", które spotykają ludzi nie przygotowanych i niepoważnych, opieszałych, tych którzy wchodzą lekkomyślnie w okultyzm i przekraczają jego próg, nie licząc się z ceną, jaką trzeba za to płacić. Jedynym punktem, w którym się z nim nie rozumiemy i nie zgadzamy, jest “Tożsamość lub identyczność duchów". Poza tym, ja przynajmniej, zgadzam się z nim i przyjmuję prawie całkowicie jego trzy założenia, jakie wyrazH w swym przemówieniu w lipcu 1884 r. To raczej ten wybitny spirytualista nie zgadza się z nami, a nie my z nim.

Pytanie: Jakie są te jego założenia?

Odpowiedź: Oto one:

1) Ze jest życie istniejące równolegle, niezależnie od życia fizycznego ciała.

2) A z tego nieuniknienie wynika, iż życie istnieje i przedłuża się także poza fizyczne ciało (my mówimy, iż znajduje swe przedłużenie w Dewachanie).

3) Że istnieje kontakt i porozumiewanie się pomiędzy światem, w którym teraz żyjemy, a istnościami w tamtym stanie, w innym rodzaju istnienia; że jest to udowodniony fakt.

Wszystko, jak widzicie, zależy od pomniejszych, drugorzędnych aspektów tych zasadniczych założeń. Wszystko zależy od naszego pojęcia o duchu i duszy lub indywidualności i osobowości. Spirytyści błędnie je utożsamiają i łączą w jedno; my zaś rozdzielamy je i mówimy, że poza wyżej wymienionymi wyjątkami żaden duch nie odwiedza ziemi, może to tylko czynić niższa dusza. Ale wróćmy do naszego głównego przedmiotu, czyli skandh.

Pytanie: Zaczynam nieco lepiej rozumieć. Duch, jeśli można tak rzec, lub treść najszlachetniejszych skandh, trzymając się reinkarnującej się jaźni, istnieje dalej i powiększa sumę jej wyższych, “anielskich" doświadczeń. Cechy złączone zaś ze skandhami bardziej materiaii-stycznymi, z egoistycznymi i osobistymi pobudkami znikają z pola działania pomiędzy dwoma wcieleniami, a więc w Dewachanie, a pojawiają się znów na progu następnego wcielenia jako karmiczne skutki do rozwiązania czy wyrównania. Dlatego duch nie opuszcza De-wachanu. Czy to dobrze rozumiem?

Odpowiedź: Prawie. Jeśli dodacie, iż prawo Wyrównania lub Karmy, nagradzające najwyższe i najbardziej duchowe cechy w Dewachanie, nie omieszka nigdy nagrodzić ich raz jeszcze na ziemi, w nowej inkarnacji, przez dostarczenie sposobności do dalszego rozwoju, oraz da jaźni odpowiedni po temu organizm fizyczny, wówczas ujęcie wasze będzie zupełnie ścisłe.

Słów parę o skandhach

Pytanie: Co się dzieje z tymi drugimi, niższymi skandhami po śmierci ciała? Czy są one całkowicie zniweczone?

Odpowiedź: l tak, i nie — nowa metafizyczna i okultystyczna tajemnica, a dla was zagadka. Są zniweczone jako zasób ku użytkowi osobowości; pozostają jako karmiczne skutki, unoszące się w atmosferze otaczającej ziemię jako zalążki, gotowe w każdej chwili ożyć, jako tyluż mściwych wrogów, przywierających do nowej osobowości — wyrazu jaźni, która powraca w nowe wcielenie.

Pytanie: To naprawdę przewyższa moje pojmowanie i jest bardzo trudne do zrozumienia.

Odpowiedź: Nie, nie jest wcale trudne, gdy się raz sobie przyswoi wszystkie szczegóły. Wówczas zobaczycie, iż z punktu widzenia logiki, konsekwencji, głębi filozoficznej, boskiego współczucia i sprawiedliwości nauka o reinkarnacji nie ma sobie równej na ziemi. Jest to wiara w nieustający postęp każdej wcielającej się jaźni lub boskiej duszy, w ewolucję od zewnątrz ku wewnątrz, od materialistycznego ku duchowemu; sięgająca przy końcu każdego okresu lub nowego stadium w całkowitą jedność z boskim duchem. Od jednego rodzaju siły i mocy do drugiego; od piękna i doskonałości jednej sfery w drugie, większe i wspanialsze — w wyższej sferze; wciąż z każdym ewolucyjnym okresem wznosząc się w nową, większą chwałę, nową wiedzę i moc — oto przeznaczenie każdej jaźni, która jest tym samym w każdej sferze i każdym wcieleniu — swoim własnym zbawcą.

Pytanie: Ale wszak chrześcijaństwo uczy tego samego, głosi również postęp.

Odpowiedź: Tak, ale z pewnym dodatkiem. Mówi nam mianowicie o niemożliwości osiągnięcia zbawienia bez cudotwórczej pomocy Zbawiciela, a więc skazuje na potępienie wszystkich, którzy nie przyjmują tego dogmatu. Jest to główna różnica pomiędzy teologią chrześcijańską a teozofią. Pierwsza podkreśla wiarę w zstąpienie ducha w niższą jaźń; druga głosi konieczność wysiłku, by wznieść się samemu do “Christosa", czyli stanu buddhi.

Pytanie: Ale czy nie myślicie, iż mówiąc o unicestwieniu świadomości w razie upadku, czyli nieudania się tego wysiłku, ryzykujecie niezrozumienie. Ludzie nie posiadający metafizycznych zdolności mogą to zrozumieć przecież jako zniweczenie duchowej jaźni.

Odpowiedź: Z punktu widzenia tych, którzy wierzą w zmartwychwstanie ciała, i biorą je dosłownie, i twier-

dzą, że każda kosteczka, arteria i każdy atom fizycznego ciała będzie odtworzony i powstanie w Dzień Sądu — oczywiście. A jeśli wciąż chcecie twierdzić, iż to ten znikomy kształt wraz z przemijającymi cechami stanowi nieśmiertelnego człowieka, więc istotnie nie porozumiemy się. Jeżeli nie pojmujecie, że ograniczając istnienie każdej jaźni do jednego żywota na ziemi, czynicie z Boga jakiegoś wiecznie pijanego Indrę, rozumianego według martwej litery Puranów; okrutnego Molocha, boga, który plącze wszystkie ziemskie sprawy w niemożliwe do rozwiązania węzły i jeszcze oczekuje za to wdzięczności, więc naprawdę im prędzej przerwiemy naszą dyskusję, tym lepiej.

Pytanie: Powróćmy teraz, gdyśmy już nieco wyjaśnili rolę skandh, do świadomości, która trwa po śmierci; jest to kwestia najbardziej obchodząca większość ludzi. Czy w Dewachanie posiadamy więcej wiedzy aniżeli za życia na ziemi?

Odpowiedź: W pewnym znaczeniu możemy zdobyć jej więcej; możemy więc rozwijać dalej każdą zdolność, którą chętnie kultywowaliśmy za życia na ziemi, byle należała ona do abstrakcyjnych, wyższych dziedzin idei, jak: muzyka, malarstwo, poezja itp., gdyż Dewachan jest wznioślejszym przedłużeniem naszego wewnętrznego życia na ziemi.

Pytanie: Ale jeśli duch w Dewachanie jest wolny od materii, dlaczegóż nie mógłby posiąść całej wiedzy?

Odpowiedź: Gdyż, jak już mówiłam, jaźń nasza jest pochłonięta pamięcią swej ostatniej inkarnacji. Jeśli zastanowicie się nad tym, co już było powiedziane, i połączycie omawiane fakty w jedno, zrozumiecie, że Dewachan bynajmniej nie jest stanem wszechwiedzy, lecz przedłużeniem — w najwyższej, najbardziej wzniosłej swej postaci — osobistego, tylko co zakończonego żywota. Jest to odpoczynek duszy po trudach życia.

Pytanie: Ale uczeni materialiści twierdzą, iż po śmierci fizycznego ciała nic z człowieka nie pozostaje, że po prostu ciało rozpada się na części składowe, a to, co nazywamy duszą, jest tylko chwilową samoświadomością, jakby wtórnym wytworem organicznych funkcji, który się rozprasza i ulatnia jak para. Czyż nie jest dziwny stan umysłu, który tworzy takie koncepcje?

Odpowiedź: Wcale nie jest dziwny. Gdy mówią, iż samoświadomość urywa się wraz ze śmiercią, wyrażają nieświadomie przepowiednię dotyczącą ich samych, gdyż jeśli naprawdę są o tym przekonani, tedy żadne świadome życie po śmierci nie jest dla nich możliwe. Każda zasada może mieć wyjątki.

O świadomości po śmierci i przed urodzeniem

Pytanie: Ale jeśli samoświadomość człowieka w zasadzie zawsze po śmierci trwa, jak mogą od tego być wyjątki?

Odpowiedź: W podstawowych prawach duchowych światów nie może być żadnych wyjątków. Ale istnieją pewne prawidła dla tych, którzy widzą, i dla tych, którzy wolą pozostać ślepi.

Pytanie: Rozumiem; jest to tylko aberracja ślepca, który zaprzecza istnieniu słońca tylko dlatego, że go nie widzi. Ale po śmierci jego duchowy wzrok powinien zmusić go do widzenia. Czy to macie na myśli?

Odpowiedź: Nie; nic go nie zmusi i nadal nie będzie nic widział. Ponieważ za życia uparcie zaprzeczał możliwości istnienia po śmierci, nie będzie więc w stanie go odczuć, gdyż jego duchowa zdolność odczuwania została zupełnie stłumiona i zahamowana; teraz, po śmierci, nie będzie mógł jej rozwijać, więc pozostanie

ślepy. Podkreślając, że m u s i widzieć, chyba co innego macie na myśli aniżeli ja. Mówicie o duchu z Ducha, o płomieniu z Płomienia, czyli o Atmanie, i utożsamiacie go błędnie z duszą ludzką, pierwiastkiem Myśli — manas... Nie rozumiecie mnie jeszcze; postaram się wytłumaczyć to jaśniej. Chcecie wiedzieć, czy w wypadku zatwardziałego materialisty jest możliwa dla niego całkowita zatrata samoświadomości i poczucia siebie samego po śmierci. O to wam chodzi, nieprawdaż? Odpowiadam: owszem, jest możliwa. Wierząc niezachwianie w naszą ezoteryczną naukę, która mówi, iż okres pośmiertny jest tylko przerwą lub antraktem pomiędzy dwoma żywotami, lub narodzinami na ziemi, stanem przejściowym jedynie, mówię — czy ten antrakt pomiędzy dwoma aktami ułudnego dramatu życia będzie trwał rok czy milion lat, stan ten, podobny do głębokiego omdlenia, może istnieć, i to bez najmniejszego naruszenia podstawowych praw.

Pytanie: Jakże to może być, gdy powiedzieliście przed chwilą, iż podstawowe prawa rządzące stanami człowieka po śmierci nie znają wyjątków?

Odpowiedź: Nie mówię i teraz, że istnieją w ich działaniu jakieś wyjątki. Ale duchowe prawo ciągłości stosuje się tylko do tego, co jest istotnie rzeczywiste. Dla tych, którzy czytali i zrozumieli Mundakja Upaniszad i We-danta-Sara, wszystko to staje się zupełnie jasne. Powiem więcej: wystarczy pojąć, co rozumiemy pod “buddhi" oraz dwoistością manasu, aby jasno sobie uzmysłowić, dlaczego materialista może zupełnie nie być świadomy siebie samego po śmierci. Ponieważ manas w swej niższej postaci jest siedliskiem ziemskich myśli, może więc wytwarzać sobie pojęcie tylko na podstawie świadectwa tejże myśli, lecz nie jest zupełnie w stanie nic ujrzeć od strony ducha. Mówi się w księgach Wschodu, iż pomiędzy buddhi i manas (jaźnią) a Iszwarą i Pra-

dżną (Bogiem i Jego mądrością) nie ma w istocie większej różnicy aniżeli pomiędzy lasem a jego drzewami, jeziorem a kroplami jego wód, jak wyraża to Mundakja Upaniszad. Jedno czy sto drzew uschniętych przez utratę żywotności lub wyrwanie z korzeniami nie może wpłynąć na całość lasu jako takiego.

Pytanie: Ale, jeśli dobrze rozumiem, buddhi przedstawia w waszym porównaniu — las, a manas-Tajdża-sa" drzewa. A jeśli buddhi jest nieśmiertelne, jak może to, co jest jemu podobne, czyli manas-Tajdżasa, utracić świadomość aż do dnia następnej inkarnacji. Nie mogę tego pojąć.

Odpowiedź: Nie możecie, gdyż łączycie abstrakcyjne przedstawienie całości z czasowymi zmianami jej form. Pamiętajcie, iż jeśli można o buddhi-manas powiedzieć, iż jest bez wątpienia nieśmiertelne, nie można tego samego rzec o manasie lub mentalu niższym; a tym mniej o Tajdżasa, które jest tylko pewną cechą, atrybutem. Ani manas, ani Tajdżasa nie mogą istnieć oddzielnie od buddhi, czyli boskiej duszy; pierwszy, w swej niższej postaci, należy do ziemskiej osobowości; a drugi, czyli Tajdżasa jest identycznym z pierwszym, bo jest tym samym manasem, tylko odbijającym światłość buddhi. A buddhi z kolei pozostałoby tylko bezoso-bistym duchem bez tego czynnika zapożyczonego od

* Ishwara (Iszwara) — lo świadomość kolektywna przejawionego Bóstwa — Brahmy — czyli świadomość zastępów Dhyani-Czochanów wedle Doktryny tajemnej; a Prajna — (Pradżna) jest ich mądrością indywidualną.

" Tajdżasa oznacza “promieniste", dzięki swemu zjednoczeniu z buddhi, czyli manas, dusza ludzka, opromieniona światłością duszy boskiej. Toteż można by nazwać manas-Tajdżasa — jaśniejącym lub światłym umysłem; ludzkim rozumem oświeconym światłością ducha; buddhi-manas jest przejawieniem boskiej duszy z dodatkiem ludzkiego intelektu i samoświadomości.

ludzkiej duszy, który wprawdzie uwarunkowuje i ogranicza je, ale też czyni z niego, w tym złudnym wszechświecie, jakby coś oddzielnego, odrębnego od wszech-duszy, na cały wielki okres cyklu inkarnacji. Powiedzmy raczej, iż buddhi-manas nie może ani umrzeć, ani utracić swej łącznej samoświadomości w wieczności, ani też pamięci swych poprzednich żywotów, gdyż obie — tj. duchowa i człowiecza dusza — byty tak ściśle ze sobą zespolone. Ale nie jest tak w wypadku materialisty, którego ludzka dusza nie tylko nie przyjmuje niczego od duszy boskiej, ale nawet zaprzecza jej istnieniu. Trudno zastosować ten aksjomat do cech i właściwości ludzkiej duszy, gdyż byłoby to podobne do twierdzenia, iż rumieniec na waszej twarzy musi być nieśmiertelny, ponieważ wasza boska dusza jest nieśmiertelna; podczas gdy rumieniec ten, podobnie jak i Tajdżasa, jest po prostu chwilowym, przemijającym zjawiskiem.

Pytanie: Czy dobrze rozumiem, że chcecie powiedzieć, iż nie należy utożsamiać w myśli noumenu z fenomenem, przy...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl