[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ERNEST HEMINGWAY
KOMU BIJE DZWON
PRZEŁOŻYŁ
BRONISŁAW ZIELIŃSKI
OPRACOWAŁ
LESZEK ELEKTOROWICZ
WROCŁAW—WARSZAWA—KRAKÓW—GDAŃSK—ŁÓDŹ
ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH — WYDAWNICTWO
Tytul oryginału:
For Whom the Beli Tolli
Redakcja Biblioteki Narodowej
JAN BŁOŃSKI i MIECZYSŁAW KLIMOW1CZ
Redaktor tomu: Jadwiga Pisowiczowa
Redaktor techniczny: Anna Sikorska
Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich— Wydawnictwo
Wroctaw 198S
Printed in Poland
ISSN 0406-0636
ISBN 83-04-02667-8
ISBN 831-04-03069-1
Zakład Narodowy im. Ossolińskich — Wydawnictwo,
Wrocław 1988. Oddział w Krakowie 19W. Wydanie II.
Nakład 100000 egz. (80000 Opr. brosz., 20000 opr. pł.).
Objętość ark. wyd. 35,40; ark. druk. 21,25 (X32);
ark. form. Al 28,28. Papier offset, kl. IV, 70 g, 70X109.
Oddano do składania 2011987. Podpisano do druku
w maju 198». Druk ukończono w sierpniu 1988. Skład
wykonała Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca
w Krakowie. Druk l oprawę wykonała Wojskowa
Drukarnia w Łodzi. Żarn. 8072/38. D-10/1225. Cena
opr. pt. zł 1300,— Cena opr. brosz, zł 10S
O,—
KOMU BIJE DZWON
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek
kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi,
Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przy-
lądek, wlosć twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego
człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością.
Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.
John Donnę*
* John Donnę (1573—1631) — angielski poeta i kaznodzieja,
twórca i czołowy przedstawiciel barokowej szkoły poetów metafizycz-
nych.
Motto zaczerpnął Hemingway /. jego utworu pt. Dcvotion, którego
fragmenty znalazł w antologii The OxfuriJ Biwk nf hiylifh Praw fpor
także Wsi^p, •,. XXIX—XXX.,.
Leżał płasko na pokrytej brunatnym igliwiem leśnej ziemi,
brodę miał opartą na skrzyżowanych rękach, a wysoko nad nim
szumiał wiatr w koronach sosen. Zbocze opadało tu łagodnie, ale
niżej było urwiste i widział ciemny asfalt szosy, która wiła się
przez przełęcz. Wzdłu/ szosy płynął potok, a daleko w dole widać
było tartak nad jego brzegiem i kaskadę wody, która przelewając
się przez tamę bielała w letnim słońcu.
— Czy to ten tartak? — zapytał.
— Tak.
— Nie przypominam go sobie.
— Bo go wybudowali, kiedy was tu nie było. Stary tartak jest
dalej; tam niżej, za przełęczą.
Rozłożył na leśnej ziemi fotograficzną mapę sztabową i
przyjrzał jej się uważnie. Stary popatrzył mu przez ramię. Był
niski i krzepki, miał na sobie czarny chłopski kaftan, szare
spodnie, sztywne jak żelazo, i trepy na sznurkowych podeszwach.
Oddychał z trudem po wspinaniu się pod górę, a jego ręka
spoczywała na jednym z dwóch ciężkich plecaków, które tu
przynieśli.
— To stąd nie widać mostu?
— Nie — odpowiedział stary. — Tu jest równiejszy kawałek
przełęczy i potok płynie łagodnie. Tam niżej, gdzie szosa skręca
między drzewa, przełęcz nagle opada i zaczyna się stromy
wąwóz...
— Pamiętam.
— Most jest na tym wąwozie.
4 ERNEST HEMINGWAY
— A gdzie są ich placówki?
— Jedna jest w tym tartaku, co go widzicie.
Młody człowiek, który badał teren, wyjął lornetkę z kieszeni
spłowiałej flanelowej koszuli barwy khaki, przetarł szkła chustką i
pokręcił soczewki, aż ukazały mu się nagle wyraźnie deski tartaku.
Zobaczył drewnianą ławkę przy wejściu, ogromną stertę trocin za
otwartą szopą, gdzie była piła tarczowa, i kawałek koryta, po
którym spuszczano pnie drzew ze zbocza góry na drugim brzegu.
W szkłach widział wyraźnie gładką powierzchnię potoku, a
poniżej miejsca, gdzie woda załamywała się spadając z tamy,
unosił się na wietrze pył wodny.
— Tam nie ma żadnego posterunku.
— Z tartaku idzie dym — odparł stary. — Poza tym wisi na
sznurze bielizna.
— To zauważyłem, ale nigdzie nie widzę wartownika.
— Może jest gdzieś w cieniu — wyjaśnił stary. — Tam teraz
gorąco. Pewnie siedzi w cieniu po tej stronie, której stąd nie widać.
— Możliwe. A gdzie jest następna placówka?
— Poniżej mostu. W domku dróżnika, na piątym kilometrze
od szczytu przełęczy.
— Ilu ich tam jest? — Wskazał tartak.
— Ze czterech i kapral.
— A na dole?
— Więcej. Dowiem się.
— A przy moście?
— Zawsze dwóch. Jeden na każdym końcu.
— Będzie nam potrzeba trochę ludzi — powiedział miody
człowiek. — Ilu możecie zebrać?
— Mogę przyprowadzić, ilu chcecie — odrzekł stary. —
Teraz jest dużo ludzi w tych górach.
— Ilu?
— Więcej niż setka. Ale trzymają się w małych bandach. A ilu
będzie wam trzeba?
— Powiem wam, jak zbadamy most.
KOMU BIJE DZWON 5
— Chcecie to zrobić zaraz?
— Nie. Teraz chcę pójść tam, gdzie będzie można złożyć te
materiały wybuchowe, dopóki nie przyjdzie pora. Chciałbym je
schować w jak najbezpieczniejszym miejscu, nie dalej niż o pół
godziny drogi od mostu, jeżeli to możliwe.
— To całkiem proste — powiedział stary. — Stamtąd, dokąd
idziemy, schodzi się do mostu wciąż w dół. Ale żeby się tam
dostać, musimy teraz porządnie się namozolić. Głodniście?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl audipoznan.keep.pl
ERNEST HEMINGWAY
KOMU BIJE DZWON
PRZEŁOŻYŁ
BRONISŁAW ZIELIŃSKI
OPRACOWAŁ
LESZEK ELEKTOROWICZ
WROCŁAW—WARSZAWA—KRAKÓW—GDAŃSK—ŁÓDŹ
ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH — WYDAWNICTWO
Tytul oryginału:
For Whom the Beli Tolli
Redakcja Biblioteki Narodowej
JAN BŁOŃSKI i MIECZYSŁAW KLIMOW1CZ
Redaktor tomu: Jadwiga Pisowiczowa
Redaktor techniczny: Anna Sikorska
Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich— Wydawnictwo
Wroctaw 198S
Printed in Poland
ISSN 0406-0636
ISBN 83-04-02667-8
ISBN 831-04-03069-1
Zakład Narodowy im. Ossolińskich — Wydawnictwo,
Wrocław 1988. Oddział w Krakowie 19W. Wydanie II.
Nakład 100000 egz. (80000 Opr. brosz., 20000 opr. pł.).
Objętość ark. wyd. 35,40; ark. druk. 21,25 (X32);
ark. form. Al 28,28. Papier offset, kl. IV, 70 g, 70X109.
Oddano do składania 2011987. Podpisano do druku
w maju 198». Druk ukończono w sierpniu 1988. Skład
wykonała Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca
w Krakowie. Druk l oprawę wykonała Wojskowa
Drukarnia w Łodzi. Żarn. 8072/38. D-10/1225. Cena
opr. pt. zł 1300,— Cena opr. brosz, zł 10S
O,—
KOMU BIJE DZWON
Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek
kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi,
Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przy-
lądek, wlosć twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego
człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością.
Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.
John Donnę*
* John Donnę (1573—1631) — angielski poeta i kaznodzieja,
twórca i czołowy przedstawiciel barokowej szkoły poetów metafizycz-
nych.
Motto zaczerpnął Hemingway /. jego utworu pt. Dcvotion, którego
fragmenty znalazł w antologii The OxfuriJ Biwk nf hiylifh Praw fpor
także Wsi^p, •,. XXIX—XXX.,.
Leżał płasko na pokrytej brunatnym igliwiem leśnej ziemi,
brodę miał opartą na skrzyżowanych rękach, a wysoko nad nim
szumiał wiatr w koronach sosen. Zbocze opadało tu łagodnie, ale
niżej było urwiste i widział ciemny asfalt szosy, która wiła się
przez przełęcz. Wzdłu/ szosy płynął potok, a daleko w dole widać
było tartak nad jego brzegiem i kaskadę wody, która przelewając
się przez tamę bielała w letnim słońcu.
— Czy to ten tartak? — zapytał.
— Tak.
— Nie przypominam go sobie.
— Bo go wybudowali, kiedy was tu nie było. Stary tartak jest
dalej; tam niżej, za przełęczą.
Rozłożył na leśnej ziemi fotograficzną mapę sztabową i
przyjrzał jej się uważnie. Stary popatrzył mu przez ramię. Był
niski i krzepki, miał na sobie czarny chłopski kaftan, szare
spodnie, sztywne jak żelazo, i trepy na sznurkowych podeszwach.
Oddychał z trudem po wspinaniu się pod górę, a jego ręka
spoczywała na jednym z dwóch ciężkich plecaków, które tu
przynieśli.
— To stąd nie widać mostu?
— Nie — odpowiedział stary. — Tu jest równiejszy kawałek
przełęczy i potok płynie łagodnie. Tam niżej, gdzie szosa skręca
między drzewa, przełęcz nagle opada i zaczyna się stromy
wąwóz...
— Pamiętam.
— Most jest na tym wąwozie.
4 ERNEST HEMINGWAY
— A gdzie są ich placówki?
— Jedna jest w tym tartaku, co go widzicie.
Młody człowiek, który badał teren, wyjął lornetkę z kieszeni
spłowiałej flanelowej koszuli barwy khaki, przetarł szkła chustką i
pokręcił soczewki, aż ukazały mu się nagle wyraźnie deski tartaku.
Zobaczył drewnianą ławkę przy wejściu, ogromną stertę trocin za
otwartą szopą, gdzie była piła tarczowa, i kawałek koryta, po
którym spuszczano pnie drzew ze zbocza góry na drugim brzegu.
W szkłach widział wyraźnie gładką powierzchnię potoku, a
poniżej miejsca, gdzie woda załamywała się spadając z tamy,
unosił się na wietrze pył wodny.
— Tam nie ma żadnego posterunku.
— Z tartaku idzie dym — odparł stary. — Poza tym wisi na
sznurze bielizna.
— To zauważyłem, ale nigdzie nie widzę wartownika.
— Może jest gdzieś w cieniu — wyjaśnił stary. — Tam teraz
gorąco. Pewnie siedzi w cieniu po tej stronie, której stąd nie widać.
— Możliwe. A gdzie jest następna placówka?
— Poniżej mostu. W domku dróżnika, na piątym kilometrze
od szczytu przełęczy.
— Ilu ich tam jest? — Wskazał tartak.
— Ze czterech i kapral.
— A na dole?
— Więcej. Dowiem się.
— A przy moście?
— Zawsze dwóch. Jeden na każdym końcu.
— Będzie nam potrzeba trochę ludzi — powiedział miody
człowiek. — Ilu możecie zebrać?
— Mogę przyprowadzić, ilu chcecie — odrzekł stary. —
Teraz jest dużo ludzi w tych górach.
— Ilu?
— Więcej niż setka. Ale trzymają się w małych bandach. A ilu
będzie wam trzeba?
— Powiem wam, jak zbadamy most.
KOMU BIJE DZWON 5
— Chcecie to zrobić zaraz?
— Nie. Teraz chcę pójść tam, gdzie będzie można złożyć te
materiały wybuchowe, dopóki nie przyjdzie pora. Chciałbym je
schować w jak najbezpieczniejszym miejscu, nie dalej niż o pół
godziny drogi od mostu, jeżeli to możliwe.
— To całkiem proste — powiedział stary. — Stamtąd, dokąd
idziemy, schodzi się do mostu wciąż w dół. Ale żeby się tam
dostać, musimy teraz porządnie się namozolić. Głodniście?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]