[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Henryk Sienkiewicz, Humoreski z teki Worszyłły – treść

 

Nikt nie jest prorokiem między swymi

Kolega Worszyłły radził mu nadać francuski tytuł swojemu opowiadaniu, bo nie jest znany, a po francuski tytuł ludzie sięgną chętniej. Przyjaciel ów wprowadził go na salony. Dał mu zasady, które Worszyłło próbował zawrzeć w opowiadaniu.

 

Bohater nie jest artystą, nie ma majątku i stanowiska, nie ma nadzwyczajnego dowcipu, jest zaledwie przystojny i młody (27 lat). Między miasteczkiem M. a Chłodnicą miał Mżynek – domek z ogródkiem i trochę gruntu. Nazywał się Wilk Garbowiecki. Garbowieccy za konfederacji Tarnogrodzkiej (1715) bili się z Sasami. On sam o tym nie wiedział. gdy dobra krew w nim się odezwała, mówił, że to po prostu obrażona godność. Pewnie inaczej by myślał, gdyby miał fortunę, ale on musiał pracować, by zarobić na życie. Chciał szerzyć oświatę wśród ludu, więc osiadł na wsi (oczywiście wg autora to głupota).

 

Studiował teorię gospodarstwa i nauki przyrodnicze, więc kupił Mżynek i umiał w nim gospodarować. Zauważył, że dobre idee się nie przyjmują, bo ci, którzy je głoszą, nie wprowadzają ich w czyn. Kijem zmuszał parobków do czytania, teraz są mu wdzięczni. Brakowało mu tylko kobiety.

 

Chciał założyć czytelnię w domu podpisarza Ludwika. Za 2 złote miesięcznie można by czytać do woli. Burmistrz twierdził, że to się nie uda. Kamila, w której Ludwik się kochał, namówiła go – sam by się nie zdecydował. Nikt jednak nie chciał czytać. Kobiety nie znalazły lekkich książek, a szlachta obawiała się, że wykształceni urzędnicy będą się stawiać na równi z nimi.

 

Z chłopami żył w dobrych stosunkach. Wiele od nich wymagał, ale był sprawiedliwy. Denerwowały go ckliwe książki dla ludu, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Wytoczył sprawę sądową parobkom z Chłodnicy, majątku dystyngowanych państwa Chłodno. Chciał oduczyć ich robienia szkód w jego zbożu. Parobcy tłumaczyli się, że szkody robią, bo z Wilka jest żaden pan – sam za pługiem chodzi.

 

Chłodnowie mieli dwie córki – Lucy i małą Bogunię i oczywiście francuską nauczycielkę. Zaimponowało im, że Wilk bywał w Warszawie na wtorkach u ich krewnego, hrabiego W., że zna francuski i angielski. Zgodził się dawać dziewczynom lekcje angielskiego. Zgodził się, bo chciał mieć wpływ na młodsze pokolenie, poza tym coś go ciągnęło do Lucy.

 

W odwiedziny do Chłodnów przyjechali Hoszyńscy. Władysław interesował się Lucy – według Wilka był elegancki, modny, ale ograniczony. Za nimi przyjechał 50-letni pan Strączek, z błonką na oku, lubił pojeść, majątek przegrał w karty, kłamał, ale bawił przy tym wszystkich, poza tym był dobrze urodzony (Zagłoba ??). Rozmawiano o Warszawie – jakie suknie są modne, kto jest w niełasce itp. Gdy panowie zostali sami, Wilk przedkładał swoje projekty rozwoju czytelni czy budowy drogi do stacji kolei. Według Władysława to są marzenia, każdy ma większe kłopoty własne. Wilk stwierdził, że najpierw potrzebna jest fabryka przemiany osłów na ludzi i wyszedł. Na odchodnym Lucy powiedziała mu, że jest zupełnie inny niż Hoszyńscy. Uświadomił sobie, że ją kocha. J

 

Okoliczna szlachta 1-wioskowa zaczęła chętniej przyjmować Wilka, bo jego gospodarstwo kwitło. Nie chcieli jednak sami zaprowadzać zmian. Oburzali się, że sprowadza książki „niereligijne”, a sami gadali w kaplicy całą mszę.

 

Lucy w czasie jednej z lekcji podziwiała go za siłę, z jaką sprzeciwia się wszystkim. Twierdziła, że musi nienawidzić ludzi, ale prosiła, by przyznał, że do niej tego nie czuje. On ucałował jej dłoń, a ona zaczęła odmieniać „love”, gdy weszła matka. Przyjechali Hoszyńscy z nowym pomysłem – co miesiąc mieli kupować książki w Warszawie i rozsyłać na własność między ludzi należących do składki. Wilk oficjalnie chwalił pomysł, ale miłość własna kazała mu potępiać wybór książek – nie da się zawsze działać bezinteresownie.

Hoszyński ostrzegał pana Chłodno przed ewentualnym romansem, jaki może wyniknąć z lekcji. Wyjściem byłoby wyłożenie funduszy na naukę w Warszawie, ale o tym Chłodno nie chciał słyszeć. Pani Chłodno bywała częściej na lekcjach córki.

 

Ludwik chciał zrezygnować z udzielania pokoju, bo wymyślano mu od bibliotekarzy i naukowców. Wilk pogroził mu Kamilą i pokazał artykuł z gazety warszawskiej o czytelni, w której było wymienione nazwisko Ludwika. Urzędnicy byli dumni i bojkotowali Hoszyńskich, którzy nie dopuszczali ich do swoich książek. Oburzono się dopiero, gdy doczytano dopisek: że nikt się czytelnią nie interesuje, mężczyźni wolą siedzieć w knajpach, a kobiety wdzięczyć się przed lustrami. Postanowiono pozbyć się Wilka.

 

Lucy na jednej z lekcji przytuliła się do niego, ale zaraz uciekła. Pan Chłodno wyrzucał Wilkowi, że niepotrzebnie zapisał artykuł do gazety. Korzyść przynosi według niego literatura, która uczy, kogo należy uważać za czoło społeczeństwa. Słusznie Wilk gani urzędników, ale o szlachcie powinien wyrażać się inaczej.

 

W drodze do domu Wilk przyłapał Bartka od Hoszyńskich, który niszczył jego sad. Strączek mu za to zapłacił. Wilk nie dał się przebłagać i Bartka posłał do sądu. Strączka skazano na karę pieniężną. Sąsiedzi jednak dalej robili mu mniejsze i większe szkody. Trzymała go przy nadziei myśl o Lucy, o którą chciał się oświadczyć.

 

Spotkał całą rodzinę Chłodnów na spacerze. Lucy poszła z nim przodem, by pokazał jej swoje królestwo. Ściskała mu rękę, mówiła, że kocha, ale oburzyła się, gdy poprosił, by została jego żoną. Przymilała się do niego z nudów... Był początkowo ogłuszony. Nocą walczył z sobą – czy wyjdzie zahartowany, czy straci wiarę w ludzi i miłość? Obudził się silny i wziął się do pracy.

 

W kościele postanowił złapał Strączka, by odebrać dług. Strączek zebrał po swojej stronie znajomych i naigrywał się w Wilka. Rzucił mu w oczy zapłatę za drzewka i jeszcze rubel na wódkę. Wilk wymierzył mu policzek. Panowie uciekali w popłochu. Strączek wyzwał go przez sekundanta, hrabiego Sztumnickiego (Hoszyńscy odmówili), na pojedynek. Wilk posłał przyjacielowi kopię testamentu, wyznał, że nigdy dobrze nie strzelał, prosił o jakiegoś świadka z Warszawy. Ludwik wymówił mu lokal. Wilk poprosił go na świadka. Tłumaczył mu, że nikomu nic nie zrobił, uczciwie pracował i do pracy namawiał. Zalany łzami Ludwik przysiągł mu, że książek nie wyrzuci i będzie lepszym człowiekiem. Wilk wydawał mu się wcześniej oschły i surowy, dopiero ten wybuch emocji go zmienił.

 

W wigilię pojedynku Wilk był spokojny. Chciałby jeszcze raz ujrzeć Lucy i nie gardzić nią. Postanowił po strzelaninie pojechać do Warszawy. Przeciwnicy odmówili uściskania się. W odległości 8 kroków padł strzał. Kula Strączka strzaskała Wilkowi czaszkę. Ustalono, że Wilk popełnił samobójstwo, bo był dziwakiem, sprowadzał jakieś książki, których nikt nie chciał czytać, napadał na ludzi, zachęcając ich do nauki, uczył czytać parobków, unowocześniał gospodarstwo, chodził za pługiem, choć był szlachcicem – a takie postępowanie nie współgra ze zdrowym rozsądkiem. Przyczyną samobójstwa było więc obłąkanie.

 

Pochowano go za murem cmentarnym – jako samobójcę. Na grobie rośnie bujnie piołun.

 

THE END

 

Dwie drogi

rozdz. 1

Miś Rossowski i Jan Złotopolski leżeli naprzeciw siebie w fotelach. Złotopolskiemu groziła sprzedaż majątku z powodu długów. Mógł się ożenić z Fanny Bujnicką, ale jej ojciec miał jeszcze więcej długów. Berlińska dostanie większy posag, ale jej dziadek jest Żydem. Fanny ma przynajmniej nazwisko. Ożeni się z jednak z Fanny – ona się zgodzi, bo nic nie ma, a on liczy na to, że odziedziczy spadek po ciotce. Wszystkie plany może jednak zepsuć sprzedaż Złotopola.

 

Panowie rozmawiają o gospodarce, choć w swoich majątkach nie byli już dawno. Przyszedł adwokat Maszko, mieszczanin, który sobie wszystko zawdzięczał, a szukał towarzystwa szlacheckiej młodzieży, mimo że z niego drwili, bo oni oddawali w jego ręce swoje interesy majątkowe. Miś i Jaś uczyli go, że na powitanie nie wyciąga się ręki, ale kurczy przy piersi – kto chce, sięgnie po nią. Maszko radził sprzedać Złotopole niemieckim kolonizatorom, a zostawić sobie park, by mówić o sobie dalej Złotopolski ze Złotopola.

 

Panowie uznali, że Maszko jest im równy, ale różni się tym, że ma głowę na karku i potrafi sobie radzić. Maszko zgodził się przeprowadzić interes, a w zamian Jaś miał wydać w Złotopolu obiadek przyjacielski, na którym on też by był.

 

rozdz. 2

Fanny Bujnicka rozmawiała z matką i inżynierem Maciejem Iwaszkiewiczem o wyjeździe Złotopolskiego na wieś. Maciej i Fanny mieszkali w jednym domu, ale on stał niżej na drabinie społecznej, bo był synem profesora, a ona córką obywatela ziemskiego. Matka pozwalała się Fani z nim bawić, mówiąc, że to też jej bliźni, poza tym Maciej miał dobry akcent. Profesor musiał się wyprowadzić, bo nie miał czym płacić czynszu i losy dzieci się rozbiegły. Spotkali się po latach na wieczorze u hrabstwa W. Ona od razu się mu spodobała, on jej również – co dziwne, mówił w dobrym tonie, ale z sensem!

 

Bujnicka wiedziała, że Iwaszkiewicz ma większe dochody niż Złotopolski, ale ten drugi umiał z nich robić użytek – według jej mniemania oczywiście. Gdy dowiedziano się, że na Złotopolskim ciążą długi, przyszły wieści, że Iwaszkiewicz został współwłaścicielem fabryki machin i pochodzi ze szlachty szkockiej. J Papiery inżyniera doszły do maksimum, gdy Bujniccy zaczęli popadać w długi, a Złotopolski wyjechał na wieś.

 

Matka zostawiła Fanię samą z Iwaszkiewiczem. Wyznali sobie, że pamiętają dziecinne lata, ale Fania myślała, że Maciej traktuje ją jak zepsutą światową dziewczynę. Gdy przyszła matka, temat przeszedł na fabrykę. Maciej chciał w niej zatrudnić samych „tuziemców”, by wszczepiać w nich zamiłowanie do przemysłu.

 

rozdz. 3

Do Złotopola zjechali znajomi Jasia i pełnomocnicy kolonistów. Tylko chłopi martwili się, że będą mieć takich sąsiadów. Maszko jest cały zadowolony, że książę Antoś chodzi z nim pod rękę. Mężczyźni rozmawiają o kobietach – że uroda ważniejsza od rozumu. Miś miał przemówienie – zaprzeczał, że próżnują w Warszawie, oni trzymają godność swojego ogółu, nadają ton i szyk, sama natura postawiła ich wyżej, a teraz Jaś daje im przykład, jak przez kolonizację pozbyć się długów. Podchmieleni już trochę, wyszli na spacer po obiedzie. Na okopie szwedzkim znaleźli czaszkę – tu kiedyś bronił się pradziad Jasia. Jeden z Niemców kopnął czaszkę, inne kości też usuną i ogórki tu posadzą.

 

Gospodarze przyszli prosić, by Jaś nie sprzedawał Złotopola, bo oni boją się kolonistów, a na tej ziemi żyją i gospodarują od dawna. Złożyli się, by kupić kawałek lasu. Jaś zarzucił im, że kradli jego zboże i robili szkody. Chłop twierdził, że kraść to można pieniądze. Dali mu wódki, bo rozbawił ich. Poza tym mówił, że ksiądz o złodziejstwie im nie opowiada, ale o wolnomularzach.

 

rozdz. 4

W kościele było dużo ludzi, bo poszła wieść, że gospodarz ze znaczną młodzieżą zajechał. Szczególnie książę Antoś wzbudzał powszechną uwagę. Panowie gotowali mowy, a panie wdzięczyły się. Ksiądz na kazaniu potępiał Darwina. Po sumie wziął panów na plebanię, gdzie były damy, którym książę prawił komplementy i z którymi rozprawia o krokiecie. Jaś dowodził panom, że kolonizacja to jedyny ratunek.

 

rozdz. 5

Bujnicka ostrzegała córkę, by Maciejowi zbyt jasno nie okazywała uczuć. Iwaszkiewicza przyjmowano we wszystkich domach, a książę Tadeusz radzi Bujnickiej oddać mu córkę. Fania chciała, by Maciej ją uczył, chciałaby zasłużyć na jego szacunek. Tymczasem młody książę grał Bethoveena i wszyscy się zachwycali. Potem inny robił doświadczenia z magnetyzmem. Młodzi zostali sami i Maciej, zachęcony przez Fanny, wyznał jej miłość. Nie dała mu odpowiedzi, bo zbliżyli się do nich ludzie, była tylko smutniejsza. Poprosiła go, by wrócił ich karetą, a gdy mama zasnęła, oparła się na jego ramieniu.

 

rozdz. 6

Jaś nudził się w Złotopolu, ale Maszko nie pozwalał mu na wyjazd, choć sam wszystkiego pilnował. Koloniści powoli się osiedlali w namiotach, ale stawiali już domy. Jaś musiał przyjmować urzędników i przymilać się im. Maszko dwa dni załatwiał sprawy w Warszawie i zawiózł Jasiowi pieniądze. Jan nie przejął się wieścią o zaręczynach Fani, twierdził, że ją odzyska. Nie chodziło mu o Fanię, ale o honor – nie ustąpi pola komuś gorszemu.

 

Jan miał za złe Misiowi, że nie powiedział u Bujnickich, że jego wyjazd na wieś jest związany z interesami – choć sam zabronił mu mówić cokolwiek. Antoś tymczasem oświadczył się Berlińskiej, bo potrzebował pieniędzy, a jej ojciec inaczej nie chciał mu dać.

 

rozdz. 7

We wtorek Bujniccy przyjmują gości. Pani domu siada w fotelu, by wszyscy wchodzący myśleli, że zawsze tak siedzi. Zazwyczaj przychodzą tylko spodziewani goście, zdziwiono się więc, gdy pojawił się Jaś. Opowiadał o swych pomyślnych interesach i robił aluzje do Fani, ale ona trzymała go na dystans. Iwaszkiewicz przyszedł i oznajmił, że oddalił ostatniego obcego robotnika – straci na tym początkowo, ale ogół zyska. Jaś za to zyskał na kolonizacji, na której straci ogół. Fania rozumiała dzięki Iwaszkiewiczowi, co to jest dobro ogółu i umiała rozsądnie ocenić drogi obu panów.

 

rozdz. 8

Fanny myślała o swych konkurentach. Jan w ogóle nie zwracał na nią uwagi, chciał ją zdobyć mimo wszystko, był butny i pełny siebie. Maciej był wobec niej nieśmiały, ale Janowi patrzył z odwagą w oczy. Bała się, że dojdzie do pojedynku. Nocą przyszła do niej matka. Była równie zmartwiona. Ale Fania – pojedynkiem, a matka tym, że trzeba będzie zerwać słowo dane Maciejowi. Matka nie mogła ścierpieć, że córka będzie należeć do burżuazji. Fania była jednak związana nie tylko obietnicą, ale przytuleniem z karety. Matka zabroniła jej wychodzić za mąż póki Jaś nie ustąpi. Sądziła, że inżynier zrezygnuje.

 

rozdz. 9

Janowi składano teraz dowody przyjaźni – proszono o pożyczki. Nie odmawiał i wydawał bujne śniadania, bo miał naturę szlachcica. Książę Antoś drwił ze swojej narzeczonej, ale Jan nie pozwalał już żartować z Fani. Był w złym humorze, bo Fania stawiała mu opór, gotów był się jeszcze zakochać. Dały mu do myślenia słowa Fani o dwóch drogach.

 

rozdz. 10

Jan poszedł do fabryki Iwaszkiewicza. Czekał na niego w schludnym i skromnym biurze pełnym projektów i śladów pracy. Poczuł się niższym od Iwaszkiewicza. Inżynier pokazał mu fabrykę, mówiąc, że to Maciej podniósł ją z bankructwa. Składki ogólne zabezpieczają los wdów i sierot, gdy robotnik zginie w fabryce. Kowale śpiewali potężną pieśń o szczęściu i cnotach w pracy. W innych fabrykach nie śpiewano, bo tam pracowali cudzoziemcy. Jaś rozwiązał zagadkę dwóch dróg – dobro ogółu.

 

Gdy pojawił się Iwaszkiewicz, Jan powiedział mu tylko, że przyznaje rację Fani i ustępuje. Parę dni potem Jan wyjechał do Drezna. Maciej ożenił się z Fanią, ale z pracy w fabryce nie zrezygnował. Chłopi ze Złotopola pochowali kości przodków w grobach, by nie rosły na nich ogórki.

THE END

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl