[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mary Higgins Clark
Zatańcz z Mordercą
Kim jest przyjaciel?
To jedna dusza mieszkająca w dwóch ciałach.
Arystoteles
Synom mojego brata Johnny'ego,
Lukę'owi i Chrisowi Higgimom,
a także mojej wnuczce Laurze
poświęcam
Pragnę złożyć wyrazy głębokiej wdzięczności wszystkim, którzy przyczynili się do
powstania tej książki, udzielając mi wsparcia i zachęty - mojemu wydawcy Michaelowi V.
Kordzie, jego współpracownikowi, doświadczonemu redaktorowi Chuckowi Adamsowi,
mojemu agentowi Eugene'owi H. Winickowi oraz Robertowi Ressle-rowi, jednemu z
dyrektorów Forensic Behavioral Sendces. Szczególne podziękowania należą się mojej
córce, Carol Higgins Clark, za jej pomoc w poszukiwaniu materiałów, uwagi i sugestie oraz
stworzenie mi możliwości pracy na naprawdę pełnych obrotach. Oczywiście dziękuję także
reszcie mojej rodziny i przyjaciołom, którzy, jak zwykle, rozpraszali cierpliwie moje
wątpliwości, czy zdołam opowiedzieć tę historię.
PONIEDZIAŁEK
18 lutego
Siedział na krześle, obejmując rękami podciągnięte kolana. W pokoju pogrążonym w
ciemnościach. Znów to samo. Charley nie chce być zamknięty w swej kryjówce. Charley
chce myśleć o Erin. Jeszcze tylko dwie, szepnął Charley. Potem przestanę.
Wiedział, że nie warto protestować. Choć cała sprawa zdawała się coraz bardziej
niebezpieczna. Charley stawał się nieobliczalny. Charley chciał, by świat o nim usłyszał.
Odejdź ode mnie, Charley, zostaw mnie już, błagał. Szyderczy śmiech Charleya odbił się
echem od ścian pokoju.
Gdybym tylko spodobał się wtedy Nań, pomyślał. Gdyby tylko zaprosiła go na swoje
przyjęcie urodzinowe piętnaście lat temu... Tak bardzo ją kochał! Pojechał za nią do Darien
z prezentem, który kupił na wyprzedaży. Wiózł jej parę wieczorowych pantofli. Kartonowe
pudełko było niepozorne i tanie, ale przyozdobił je z wielką pieczołowitością, rysując
pantofelek na wieczku.
Obchodziła urodziny dwunastego marca, podczas wiosennej przerwy semestralnej. Pojechał
do Darien, żeby zrobić jej niespodziankę tym prezentem. A tymczasem ujrzał rzęsiście
oświetlony dom. Wszędzie stały samochody. Przejechał tamtędy powoli, ze zdumieniem
rozpoznając tłum studentów z Brown.
Wciąż czuł się zakłopotany na wspomnienie, że płakał jak dziecko, gdy zawracał, by
odjechać. Potem jednak przypo-
mniał sobie o prezencie, który jej przywiózł, i zmienił plany. Nań mówiła mu, że codziennie
rano, w pogodę i w niepogodę, biega dla zdrowia w lasku nieopodal domu. Następnego
ranka czekał tam na nią.
Pamiętał, wciąż bardzo dokładnie, jej zdziwienie na jego widok. Zdziwienie, a nie radość.
Zatrzymała się, oddychając nierówno. Czapka z daszkiem skrywała jej jedwabiste, jasne
włosy. Na dres narzuciła szkolną bluzę. Na nogach miała adidasy.
Złożył jej życzenia urodzinowe, patrzył, jak otwiera pudełko, słuchał jej nieszczerych
podziękowań. Wziął jaw objęcia.
- Nań, tak bardzo cię kocham. Pozwól mi zobaczyć, jak twoje piękne stopy wyglądają w
tych pantoflach. Sam ci je włożę. Moglibyśmy tu zatańczyć.
- Zmiataj stąd! - Odepchnęła go, rzuciła w niego pudełkiem i znów zaczęła biec.
Dogonił ją Charley. Złapał i przewrócił na ziemię. Dłonie Charleya tak długo ściskały szyję
dziewczyny, aż wreszcie przestała młócić rękami. Charley włożył jej pantofle i zatańczył z
nią, a jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Charley położył Nań na ziemi, pozostawiając
wieczorowy pantofelek na prawej nodze dziewczyny. Na lewą wsunął z powrotem
sportowy but.
Wiele lat upłynęło od tej chwili. Charley stał się tłumionym wspomnieniem, ciemną
postacią, czającą się gdzieś w mrokach jego umysłu. To się zmieniło dwa lata temu. Charley
zaczai mu przypominać o Nań, o jej pięknie sklepionej stopie, o wysokim podbiciu, o
nogach tak szczupłych w kostce, o wdzięku, z jakim dziewczyna tańczyła...
Dziesięciu małych Murzynków... Matka śpiewała mu tę piosenkę w dzieciństwie, bawiąc
się jego palcami.
- Zaśpiewaj mi o wszystkich dziesięciu Murzynkach! - prosił za każdym razem.
Matka tak bardzo go kochała! A potem się zmieniła. W jego uszach wciąż dźwięczały jej
słowa: „Co te czasopisma robią w twoim pokoju?", „Dlaczego zabrałeś te buty z mojej
szafy?", „Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiliśmy?!...", „Tak bardzo nas
rozczarowałeś!".
Gdy Charley zjawił się ponownie dwa lata temu, kazał mu zacząć zamieszczać ogłoszenia
towarzyskie. Mnóstwo ogłoszeń. Sam podyktował mu treść jednego z nich, bardzo
szczególnego.
Do tej chwili już siedem dziewcząt znalazło miejsce ostatniego spoczynku tu, w okolicy
tego domu. Każda z nich na prawej nodze miała wieczorowy pantofelek, na lewej zaś swój
własny but...
Błagał Charleya, by pozwolił przerwać mu to choć na jakiś czas. Nie chciał tego robić.
Tłumaczył mu, że ziemia jest wciąż zamarznięta, że nie zdoła ich pogrzebać, a przecież nie
powinien tak długo trzymać ciał w zamrażarce...
Ale Charley krzyczał:
- Dwie ostatnie muszą zostać znalezione! I wszystko ma być dokładnie tak samo jak z Nań!
Charley wybrał dwie ostatnie kobiety tak samo jak wszystkie następczynie Nań. Tym razem
były to Erin Kelley i Darcy Scott. Każda z nich zareagowała na jego dwa różne ogłoszenia.
A co najważniejsze, obie odpowiedziały na to specjalne.
Spośród wszystkich odpowiedzi, które otrzymał, właśnie ich zdjęcia i listy spodobały się
Charleyowi. Listy były zabawne, napisane lekko, przypominały styl Nań. Autoironia,
inteligencja, dowcip. No i zdjęcia. Każde inne...
Erin Kelley wysłała zdjęcie, na którym siedzi na brzegu biurka. Pochyla się do przodu,
chyba coś mówi. Jej oczy błyszczą, a szczupłe ciało wygląda tak, jakby dziewczyna czekała
na zaproszenie do tańca.
Darcy Scott stoi na zdjęciu koło wyłożonego poduszkami siedziska obok okna,
przytrzymując dłonią zasłonę, na wpół zwrócona w stronę obiektywu. Najwyraźniej
fotografia została zrobiona z zaskoczenia. Z ramienia dziewczyny spływają zwoje tkaniny,
na twarzy widać skupienie, ale i rozbawienie. Wysokie kości policzkowe, wiotka sylwetka i
długie nogi, bardzo szczupłe w kostkach. Stopy w mokasynach od Gucciego.
O ileż piękniej będą wyglądały w wieczorowych pantofelkach na wysokim obcasie!
Wstał i przeciągnął się. Cienie, które kładły się na ścianach, przestały mu przeszkadzać.
Charley zagościł już w nim
na dobre i był mile widziany. Żaden natrętny głos nie błagał go, by przestał.
Gdy Charley wycofał się bez oporu do ciemnej niszy, z której się wyłonił, on raz jeszcze
przeczytał list Erin i musnął palcami jej fotografię.
Roześmiał się głośno, gdy przypomniał sobie intrygujące ogłoszenie, na które
odpowiedziała Erin.
Zaczynało się od słów: „Kocha muzykę, kocha taniec".
WTOREK
19 lutego
Chłód. Plucha. Słota. Potworne korki. Ale to nie ma znaczenia. Cudownie znów być w
Nowym Jorku. Darcy ochoczo zdjęła płaszcz, przeczesała włosy dłonią i zaczęła przeglądać
korespondencję, ułożoną skrzętnie na jej biurku. Bev Rothhouse, szczupła, żywa, bystra
słuchaczka kursów wieczorowych w Parson School of Design, a zarazem hołubiona przez
Darcy sekretarka, posegregowała listy zgodnie z ich ważnością.
- Rachunki - powiedziała, wskazując plik leżący po prawej stronie. - Potwierdzenia
zaliczek. Nie za wiele.
- Mam nadzieję, że za to pokaźne - wyraziła nadzieję Darcy.
- Owszem, owszem - przytaknęła Bev. - Tutaj natomiast masz różne propozycje.
Poproszono cię o urządzenie dwóch następnych mieszkań na wynajem. Słowo daję,
wiedziałaś, co robisz, otwierając ten interes.
Darcy się roześmiała.
- Sanford and Son. To właśnie ja.
„Przytulny Kącik. Nowe wnętrza za rozsądną cenę" - głosił napis na drzwiach biura. Biuro
zaś znajdowało się w Flati-ron Building przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy.
- Jak było w Kalifornii? - zapytała Bev.
Darcy usłyszała nutkę niepewności w jej głosie. Bev w gruncie rzeczy chciała zapytać: „Co
słychać u twoich rodziców? Jak się człowiek czuje w ich towarzystwie? Czy naprawdę
wyglądają tak wspaniale, jak na ekranach kin?".
11
Odpowiedź, pomyślała Darcy, powinna brzmieć tak: „Tak, są wspaniali. Tak, są cudowni.
Tak, kocham ich i jestem z nich dumna. Tylko że zawsze kiepsko się czułam w ich świecie".
- Kiedy wyjeżdżają do Australii? - Bev starała się mówić obojętnym tonem.
- Już wyjechali. Złapałam samolot do Nowego Jorku, jak tylko się z nimi pożegnałam.
Darcy połączyła wizytę u rodziców z podróżą służbową do Lakę Tahoe. Zlecono jej tam
urządzenie wzorcowego zimowego domku dla narciarzy, który miał być prezentowany
klientom o umiarkowanie zasobnych portfelach. Chciała zobaczyć się z rodzicami przed ich
wyjazdem na międzynarodowe tour-nee teatralne. Pożegnała ich na co najmniej sześć
miesięcy.
Darcy zdjęła pokrywkę z kubka kawy, którą przyniosła z pobliskiego baru, i usiadła za
biurkiem.
- Świetnie wyglądasz - zauważyła Bev. - Bardzo mi się podoba ten nowy strój.
Czerwona wełniana sukienka z dekoltem karo i dobrany do niej płaszcz były owocem
wyprawy po zakupy na Rodeo Drive, do której zmusiła ją matka.
- Jak na osobę o nieprzeciętnej urodzie, stanowczo za mało uwagi poświęcasz swoim
ubraniom, moja miła - narzekała wiecznie. - Powinnaś podkreślać swój subtelny wdzięk.
Ojciec wielokrotnie powtarzał, że Darcy mogłaby pozować do portretu założycielki rodu,
po której odziedziczyła imię. Tamta Darcy opuściła Irlandię tuż po wojnie, by połączyć się
ze swym francuskim narzeczonym, oficerem Lafayette'a. Obie miały takie same szeroko
rozstawione oczy, bardziej zielone niż orzechowe, takie same miękkie, brązowe włosy,
przetykane tu i ówdzie złotymi pasemkami, takie same proste nosy.
- Ludzkość podrosła nieco od tamtych czasów - mawiała wówczas Darcy. - Ja mam pięć
stóp i osiem cali wzrostu. Darcy Pierwsza była kurdupelkiem. To pomaga, gdy chce się
podkreślać subtelny wdzięk.
Darcy nigdy nie zapomniała słów pewnego reżysera, które usłyszała przypadkiem jako
sześcioletnie dziecko: „Jakim cudem dwoje tak wspaniałych ludzi spłodziło taką szarą
myszkę?".
12
Darcy dokładnie pamiętała, jak znieruchomiała wówczas, usiłując bezskutecznie otrząsnąć
się z szoku. Parę minut później, gdy matka chciała przedstawić ją komuś na planie,
mówiąc: „A to moja mała dziewczynka, Darcy", ona krzyknęła: „Nie!" i uciekła. Potem
przepraszała za swoje zachowanie.
Tego ranka, gdy już wysiadła z samolotu i zawiozła bagaże do mieszkania, przyjechała
stamtąd do biura, tak jak stała, nie przebrawszy się w swoje zwykłe ubranie, dżinsy i
sweter. Bev czekała cierpliwie, aż Darcy wypije trochę kawy, po czym wzięła plik kartek ze
zgłoszeniami i zapytała:
- Czy mam cię skontaktować z tymi ludźmi?
- Najpierw zadzwonię do Erin.
Erin natychmiast podniosła słuchawkę. Głos przyjaciółki zdradził Darcy, że ta siedzi już
nad swoją robotą. Erin i Darcy mieszkały w jednym pokoju jako studentki college'u Mount
Holyoke. Potem Erin zajęła się sztuką jubilerską. Niedawno zdobyła prestiżową nagrodę
N.W. Ayera dla młodych projektantów biżuterii.
Darcy również znalazła sobie zajęcie. Po czterech latach pracy w agencji reklamowej
zmieniła profesję i zajęła się projektowaniem wnętrz. Obie miały teraz po dwadzieścia
osiem lat i wciąż przyjaźniły się tak samo, jak za studenckich czasów.
Darcy bez trudu mogła sobie wyobrazić Erin siedzącą przy stole w dżinsach i obszernym
swetrze, z rudymi włosami upiętymi z tyłu lub ściągniętymi w koński ogon. Erin całkowicie
pochłoniętą pracą, skupioną, niepozwalającą nikomu tego skupienia rozproszyć.
Nieobecne „Halo?" zamieniło się jednak w okrzyk radości na dźwięk głosu przyjaciółki.
- Jesteś zajęta - powiedziała Darcy. - Nie będę ci zawracała głowy. Chciałam tylko
zameldować, że już jestem, i dowiedzieć się, co słychać u Billy'ego.
Billy był ojcem Erin. Inwalidą, który od trzech lat przebywał w domu opieki w
Massachusetts.
- Bez zmian - poinformowała Erin.
13
-A jak ci idzie praca nad kolią? Kiedy rozmawiałyśmy w piątek, byłaś trochę
zdenerwowana. - Tuż po wyjeździe Darcy Erin dostała zlecenie od salonu jubilerskiego
Bertolinich. Miała zaprojektować kolię wysadzaną rodzinnymi klejnotami dla jednego z ich
klientów. Renoma salonu Bertolinich dorównywała sławie Cartiera czy Tiffanny'ego.
- Bałam się, że mój projekt może się okazać bardzo trudny do zrealizowania. Był naprawdę
okropnie skomplikowany. Ale wszystko poszło dobrze. Jutro rano oddaję kolię i uważam,
że jest wspaniała. A co słychać w Bel-Air?
- Lepiej być nie może. - Obie się roześmiały. Potem Darcy zapytała: - Co się dzieje z
programem Nony?
Nona Roberts, producentka telewizyjna, pracująca dla prywatnej sieci Hudson Cable
Network, zaprzyjaźniła się z Erin i Darcy podczas treningów w klubie sportowym. Nona
przygotowywała program dokumentalny na temat ogłoszeń towarzyskich ludzi, którzy je
zamieszczają, oraz ich dobrych i złych doświadczeń. Poprosiła swe nowe przyjaciółki o
pomoc: miały odpowiadać na ogłoszenia.
- Nie musicie się z nikim spotykać więcej niż raz - tłumaczyła. - Połowa niezwiązanych z
nikim na stałe pracowników naszej telewizji odpowiada już na te ogłoszenia. Wszyscy się
świetnie bawią. A poza tym, kto wie, może spotkacie kogoś naprawdę wspaniałego.
Pomyślcie o tym.
Erin, która zazwyczaj była o wiele śmielsza od przyjaciółki, tym razem się opierała. Darcy
przekonała ją jednak, że to może być niezła zabawa.
- Nie będziemy zamieszczać własnych ogłoszeń - mówiła. -I będziemy odpowiadać jedynie
na najbardziej interesujące. Nie podamy naszych adresów, tylko numery telefonów.
Będziemy się umawiać w barach albo restauracjach. Raz kozie śmierć.
Zaczęły odpowiadać na ogłoszenia sześć tygodni temu. Darcy zdołała odbyć zaledwie jedno
spotkanie przed wyjazdem do Lakę Tahoe i Bel-Air. Ten mężczyzna napisał, że ma sześć
stóp i jeden cal wzrostu. Darcy powiedziała później przyjaciółce, że musiał stać na drabinie,
gdy się mierzył. Twierdził poza tym, że pracuje w reklamie. Ale kiedy Darcy
14
wymieniła nazwy kilku agencji i paru zamożniejszych klientów, zapomniał języka w gębie.
Kłamca i oszust, tak go scharakteryzowała. Teraz z rozbawieniem w głosie wypytywała
Erin o jej ostatnie spotkania.
- Opowiem ci o tym jutro, kiedy się zobaczymy z Noną -obiecała Erin. - Zapisuję wszystko
w notesie, który mi podarowałaś na Gwiazdkę. Na razie zdradzę ci tylko, że od naszej
ostatniej rozmowy miałam jeszcze dwa spotkania. Czyli osiem randek w ciągu ostatnich
trzech tygodni. Przeważnie szkaradni faceci bez żadnych zalet charakteru. Jednego, jak się
okazało, znałam już przedtem. Trafił się też jeden naprawdę atrakcyjny, ale nie zadzwonił
drugi raz. Z kolejnym mam się spotkać dziś wieczorem. Zapowiada się nie najgorzej, ale
poczekamy, zobaczymy.
Darcy się uśmiechnęła.
- Wygląda na to, że niewiele straciłam. Na ile ogłoszeń odpowiedziałaś w moim imieniu?
- Na jakieś dwanaście. Pomyślałam, że będzie zabawne, jeśli na kilka ogłoszeń odpowiemy
obydwie. Będziemy mogły się wymienić wrażeniami.
- Świetny pomysł. Gdzie masz dzisiejsze spotkanie?
- W pubie niedaleko Washington Sąuare.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • audipoznan.keep.pl